top of page

"21 lekcji na XXI wiek" Yuval Harari i jego problem z religią [recenzja]

Czy jeden człowiek może posiąść wiedzę o ekonomii, historii, technologii, polityce, ekologii, społeczeństwie, terroryzmie, religii i w sumie o wielu innych obszarach życia? Wydaje się to bardzo trudne, ale oczywiście nie jest to niemożliwe. Ludzi renesansu na Ziemi nie brakowało, a jeszcze przyjemniej, kiedy chcieli się oni dzielić swoją wiedzą i przemyśleniami. Gorzej jeśli tylko grają wszystkowiedzących, a za ich słowami na każdy z tych tematów kryje się konkretny, twardy światopogląd, którego nie ma co negować, bo miło się ta rozmowa nie skończy. I właśnie takie mam przemyślenia o książce "21 lekcji na XXI wiek", którą napisał Yuval Noah Harari.


Dlaczego tak krytycznie podchodzę do tego tytułu? Może znowu chodzi o oczekiwania. Bardzo popularna pozycja na liście książek rozwojowych nie powinna, w moim odczuciu, odstraszać światopoglądem autora. Trudno jest czytać i wierzyć komuś, kto niemal każdy temat sprowadza do krytyki religii, za to jest zupełnie bezkrytyczny do idei, w które sam wierzy. No nie o to w tym chodzi. W tej książce po prostu brak zdrowej równowagi i obiektywizmu. Jest to idealna pozycja dla osób, które nie mają zdania, albo mają dokładnie takie same przemyślenia co Harari. Wtedy zapewne czyta się to wszystko bardzo miło. W innym wypadku będziecie mieć podobnie do mnie, czyli co trochę będziecie się zatrzymywać, wzdychać i męczyć.


Harari, 21 lekcji na XXI wiek okładka książki

Tytuł i sam zamysł na książkę są bardzo trafione. "21 lekcji na XXI wiek" brzmi po prostu ciekawie. Miałam w głowie, że będą to konkretne zagadnienia na konkretne tematy, ale w każdym rozdziale te dywagacje się rozmywają, często zostawiając główny temat rozdziału gdzieś obok. Książka składa się z dwudziestu jeden rozdziałów poświęconych dwudziestu jeden zagadnieniom, a całość podzielona jest na pięć głównych części. Pięć części to: wyzwania techniczne, wyzwania polityczne, rozpacz i nadzieja, prawda oraz odporność. Niektóre z nich mogą być nieoczywiste, bowiem na przykład rozdział o niewiedzy znajdziemy w części IV o prawdzie, a wojna została przypisana nie do wyzwań politycznych a do rozpaczy i nadziei. Można tu polemizować, czy dałoby się lepiej nazwać lub uporządkować te zagadnienia, ale to najmniejszy problem Harariego.


CZĘŚĆ I. Wyzwanie techniczne

1. Rozczarowanie

2. Praca

3. Wolność

4. Równość


CZĘŚĆ II. Wyzwanie polityczne

5. Społeczność

6. Cywilizacja

7. Nacjonalizm

8. Religia

9. Imigracja


CZĘŚĆ III. Rozpacz i nadzieja

10. Terroryzm

11. Wojna

12. Pokora

13. Bóg

14. Sekularyzm


CZĘŚĆ IV. Prawda

15. Niewiedza

16. Sprawiedliwość

17. Postprawda

18. Science fiction


CZĘŚĆ V. Odporność

19. Edukacja

20. Sens

21. Medytacja


Czy jakość rozdziałów jest równa? Zdecydowanie nie. O ile pierwszą część i kawałek drugiej czytało mi się jeszcze znośnie, tak czym dalej, tym gorzej. Niestety obiektywizm i neutralność przekazu z każdą kolejną stroną spadają. Są zagadnienia z tak konkretnymi opiniami, z którymi po prostu nie jestem w stanie się zgodzić. Za przykład podam omawiany problem terroryzmu. Jeśli ktoś przyrównuje terroryzm do wypadków samochodowych to już chyba czuć, że coś jest nie tak. Harari wprost pisze, że terroryzmem nie ma co się przejmować, tylko należy się do zamachów przyzwyczaić, bo przecież znacznie więcej ludzi ginie na drogach niż podczas takich akcji terrorystów. Podaje nawet liczby i mówi, że przecież terrorystom zależy na rozgłosie, więc może lepiej o nich wiele nie mówić. Trudno po takich opiniach się na chwilę nie zatrzymać. Choćby jedna niewinna, zupełnie przypadkowa ofiara zamachowca to o jedną śmierć za dużo i nie można tu jakkolwiek śmierci porównywać, czy wystawiać na rozważania i przyporządkowywać jej liczbową wagę. Jeśli ginie człowiek to wraz z nim często "umiera" kilkanaście istnień, dla których ta osoba była całym światem. A nawet jeśli byłaby to najbardziej samotna osoba na świecie, to nikt nie ma prawa odbierać jej życia z jakiegokolwiek powodu. Terroryzm dlatego jest tak bardzo przerażający, gdyż uderza w ludzi z całkowitego zaskoczenia, bez żadnych szans na obronę. Tego nie można ot tak sobie akceptować, bo liczby są mniejsze niż w przypadku palenia papierosów czy szybkiej jazdy na autostradzie. To moja opinia stojąca w skrajnej opozycji do tej przedstawionej przez Harariego, więc jeśli nie zgadzacie się ze mną, to zapewne "21 lekcji na XXI wiek" spełni Wasze oczekiwania.


policja z psami

Harari też w swoich odważnych tezach przyjmuje, że wojen już nie będzie, bo kraje wiedzą, że wojny są nieopłacalne. A jeśli nawet nie znikną w ogóle to będzie ich mniej. Książkę wydał w 2018 roku. Mamy 2024, a od tego czasu konfliktów zbrojnych jednak przybyło. Powinniśmy brać pod uwagę również to, że wojny mogą zmienić swój charakter. Wojny hybrydowe, cyfrowe, wojny robotów? Harari za bardzo ufa swojemu poglądowi na życie, religię i politykę przez co zamyka się na pewne tematy, a tym, którym ufa, ufa bezgranicznie. Nie jest to bezpieczne.


Izraelski historyk lubi też pokrytykować, ale nie daje w zamian lepszych rozwiązań. Już nawet w pierwszym rozdziale, który uznaję mimo wszystko za najlepszy, krytykuje liberalizm z góry na dól, wzdłuż i wszerz, ale dopowiada, że jest to najlepszy kierunek polityczny. Czyli, że co? Wolność fajna choć nie taka fajna?


Najciekawszy rozwój to ten o nowych technologiach i sztucznej inteligencji. Harari dywaguje, czy AI nie zabierze ludziom pracy. Można też tu się dłużej zastanawiać i przywoływać choćby rewolucję przemysłową, ale tu faktycznie autor dobrze zauważa, że wtedy rozwój ten dotyczył głównie umiejętności fizycznych, a nie poznawczych, bowiem człowiek ma te dwie umiejętności, a sztuczna inteligencja skupia się na tym co mamy w głowie, a nie na naszej sile fizycznej. Żeby nie mówić tylko źle o tej książce, to oczywiście przyznam, że są fragmenty, które mają sens i dają zaczepkę do głębszych przemyśleń.


Dużo bardziej przerażającym scenariuszem jest jednak to, że stracimy kontrolę nad własnym życiem. Jeszcze bardziej niż niebezpieczeństwo masowego bezrobocia powinna nas martwić możliwość, że władza przejdzie z rąk ludzi na algorytmy, co mogłoby zniszczyć resztki wiary w opowieść liberalną i otworzyć drogę do cyfrowych dyktatur.

algorytmy

Ciekawym tematem, o którym też już wcześniej czytałam, jest aspekt moralny w samochodach autonomicznych. Jeśli wiemy, że będąc na drodze mimo wszystko może wydarzyć się wypadek, to jakie ustawienia przyjmiemy w naszym samochodzie. Czy ktokolwiek ma prawo wybierać, kto zginie?


Wyobraź sobie taką sytuację: kupiłaś nowy samochód, ale zanim zaczniesz go używać, musisz wejść do menu ustawień i pozaznaczać różne opcje. Czy w razie wypadku chcesz, żeby samochód poświęcił twoje życie – czy też zabił rodzinę jadącą innym pojazdem? Czy w ogóle chcesz dokonywać tego rodzaju wyborów?

Trudno się nie zgodzić z przerażającą wizję nierówności społecznych, które z każdym. rokiem i rozwojem nauki, biotechnologii i sztucznej inteligencji mogą się powiększać. Ludzie bogaci będą się bogacić w zastraszającym tempie, a biedni staną się jeszcze bardziej ubodzy. O ile w tym momencie bogaci mogą sobie pozwolić na dobra najczęściej z tych samych kategorii, co dobra ubogich (np. biedny mieszka w małym domu w nieciekawej lokalizacji, a bogaty w wielohektarowej willi w Nowym Jorku / bogaty tak samo je, ale lepsze produkty / bogaty ma lepsze i więcej samochodów / jeździ na dłuższe, bardziej ekskluzywne wakacje itp.), tak w przyszłości prawdziwe bogactwo może okazać się dostępem do czegoś, co w tym momencie pozostaje w sferze domysłów i pragnień.


I niewykluczone, że postęp w dziedzinie biotechnologii umożliwi przełożenie nierówności ekonomicznej na nierówność biologiczną. Bogacze w końcu otrzymają coś naprawdę interesującego, na co będą mogli przeznaczać swe niewiarygodne majątki. O ile dotychczas mogli kupować jedynie rzeczy będące niczym więcej niż symbolami statusu, o tyle wkrótce uda im się, być może, kupić samo życie. Jeśli nowe terapie służące przedłużeniu życia oraz udoskonalaniu naszych zdolności fizycznych i poznawczych okażą się kosztowne, ludzkość może się podzielić na biologiczne kasty.

Słusznie Harari opowiada się za potrzebą natychmiastowego skupienia się kryzysie ekologicznym. Nie ma czasu na długie dywagacje, bo działać trzeba już teraz. Podobnie zgadzam się w przypadku podkreślania przez autora istotności big data. W momencie, gdy sztuczna inteligencja nabiera rozpędu to właśnie wykorzystanie zebranych danych o jednostkach może sprawić, że nasze decyzje konsumenckie, ale również życiowe będą uzależnione od tego, ile wiedzą o nas nie nasi bliscy, a wielkie korporacje chcące sprzedawać nam konkretne produkty i usługi. Ciekawy na tle reszty jest również rozdział poświęcony emigracji i przybywających do kraju imigrantom, gdzie historyk podaje pewne zasady dobrej imigracji.


Gdy Harari wchodzi na tematy religijne to zaczyna się kolokwialnie "odpalać". Szkoda, że nie zrobił tego tylko w jednym konkretnym rozdziale poświęconym religii lub Bogu, lecz przenosi swój światopogląd na zupełnie inne tematy. Ma taki zaczepny ton w tym wszystkim. Zaznaczę, że nie chodzi mi tu konkretnie o kwestię różnicy w poglądach z autorem, lecz taki zawadiacki styl, w którym ze swoim świętym przekonaniem przedstawia pewne tematy nie dając żadnej furtki na inne poglądy i rozwiązania. Zdecydowanie wolę książki nienacechowane własnymi przekonaniami autora. Takie, które mają więcej z nauki niż lizania palca i sprawdzania na tej podstawie, w którą stronę wieje wiatr.


Gdy tysiąc ludzi przez miesiąc wierzy w jakąś zmyśloną opowieść, jest to fake news. Gdy miliard ludzi wierzy w nią przez tysiąc lat, jest to religia – i ten, kto nazywa ją fake newsem, ma tego nie robić, żeby nie ranić uczuć wierzących

judaizm symbole

Krytyka Harariego posuwa się dalej, gdyż ten twierdzi, że wiele tego, co przedstawione i przeniesione do współczesności jest stworzone jako opowieści. Również księgi religijne są takimi opowieściami. Opowieściom Harari mówi stanowcze "nie". Do takich wniosków dochodzi odpowiadając na kwestię szukania sensu życia. Twierdzi bowiem, że jeżeli ktoś odpowiada na to pytania właśnie opowieścią, gdzie jesteśmy jakimś elementem większej całości i w niej mamy znaleźć sens naszego życia, to należy to od razu odrzucić. Ciekawe, ciekawe. Ale żeby nie było, Harari znalazł sens swojego życia i w sumie naszego również, bo jak twierdzi sensem życia każdego człowieka jest znalezienie prawdziwej miłości. Później już chyba można umierać spełnionym, ale tego nie wiem, tego nie dopowiedział. Może będzie w drugiej części albo w filmie po napisach.


K a ż d a opowieść jest zła – po prostu dlatego, że jest opowieścią. Wszechświat zwyczajnie nie funkcjonuje jak opowieść.

I cóż tu można dodać. Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po tę książkę, to ja jej nie odradzam. Nie ma chyba książki, którą bym szczerze odradzała, bo wierzę, że czytać lepiej cokolwiek niż nic, a polskie statystyki czytelnicze nie są najlepsze. Czasem fajnie nawet przeczytać książkę, z której wyciągamy coś ciekawego, a z inną jej częścią możemy się nie zgodzić. Jestem również otwarta na to, że w podanych przeze mnie fragmentach zgodzicie się prędzej z autorem książki niż ze mną. Jeśli tak jest, to zostawiam oczywiście otwartą sekcję komentarzy. Kulturalna dyskusja zawsze będzie w modzie.



KulturoNIEznawczyni



tagi: 21 lekcji na XXI wiek Yuval Harari recenzja, opinia, ocena, opinie, czy warto przeczytać, książki rozwojowe, książka rozwojowa, co napisał Yuval Harari, strona o książkach, recenzje literackie, blog o książkach, strona o literaturze, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page