Do gabinetu profesora wchodzi emanująca pewnością siebie, nieco nieokrzesana i wulgarna młoda kobieta. Szarpie się z klamką od drzwi, by chwilę później bez ogródek powiedzieć, co o takim wejściu sądzi. Zaciekawiony Ritą mężczyzna daje jej przestrzeń do wyrażenia opinii i chwilę później się zaczyna. Zaczyna się spektakl, który łatwo można określić jako bardzo dobry. Trudny, inteligentny, niezwykle jakościowy. Za sukcesem tego tytułu stoi kilka osób, ale pierwsze skrzypce gra dwójka aktorów i to im należą się głośne owacje na stojąco.
"Edukując Ritę" to spektakl legendarny, o którym oczywiście niewiele wiedziałam. Jak już poczytałam, to okazało się, że grany jest na całym świecie, a i w Polsce możemy w kilku miejscach go odnaleźć pod nieco innym tytułem i oczywiście w innej obsadzie. Scenariusz został napisany w 1980 r. przez Willy Russella i wystawiany był na popularnym West Endzie. Opis spektaklu nie był dla mnie jednak wielce zachęcający, ale słysząc z rożnych stron pozytywne opinie, postanowiłam sprawdzić tę sztukę na własne oczy.
Skupmy się na początek na tym, co przeciętny widz, nieznający tego tytułu, wie o spektaklu. Na stronie 6. Piętra znajdujemy skromny opis o dramacie, który przyjdzie nam oglądać. Na scenie dwójka bohaterów: On - Frank Bryant, profesor literatury i Ona - Rita White, dwudziestoośmioletnia fryzjerka. Czternaście spotkań mających przygotować Ritę do egzaminu na otwartym uniwersytecie ma wbić nas w fotel i przyspieszyć oddech. Rozbawić i zastanowić. Zmusić do myślenia. Tyle. Czy na podstawie samego opisu zdecydowałabym się wybrać na ten spektakl? Myślę, że długo bym się zastanawiała. Wy macie natomiast zdecydowanie łatwiej, bo macie mnie i ja Wam w tym momencie mówię: kupujcie bilety i idźcie! A kupując bilety myślę, że lepiej usiąść bliżej prawej strony widowni niż lewej. Nieco więcej bowiem dzieje się właśnie po prawej stronie sceny (patrząc z perspektywy widza). Ale nie ma to większego znaczenia, bo siedziałam po skrajnej, lewej stronie, a bawiłam i przeżywałam ten spektakl bardzo mocno.
źródło: mat. prasowe teatru 6. piętro, aut. Jarosław Niemczak
UWAGA SPOILERY
Dodaję nagłówek, aby nie przyszło Wam czytać tego artykułu do końca bez wcześniejszego obejrzenia sztuki. Chyba że spoilery nic Wam nie robią. Ale do rzeczy. To co mnie szalenie zdziwiło to obraz Rity. Nie wiem czemu, ale spodziewałam się historii jakiejś skromnej, wycofanej dziewczyny, która będzie otwierać się stopniowo poznając literaturę i siebie samą. Zupełnie nie spodziewałam się, że przez drzwi z impetem wparuje pewna siebie, wulgarna kobieta, która doskonale wie o swoich słabych stronach, ale jeszcze lepiej wie, że chce się ich pozbyć. Pragnie zmienić swoje życie, swoje postrzeganie sztuki, literatury, a przede wsystkim siebie. Marzy o tym, aby móc rozmawiać na poziomie, aby wiedzieć jak się ubrać, jakie wino kupować, jakiej muzyki słuchać. Gdy poznaje Franka otwarcie mówi, że przeczytała jedną książkę, która wywarła na niej wrażenie i może kilka wierszy, które zrozumiała. Wszystkich innych nie rozumie i uznaje je za <tu niecenzuralnych słów kilka>. Oszołomiony jej postawą Frank wie, że czeka go trudne zadanie. A jak trudne zadanie to i trudne życie, a w jego przypadku wszystko to kręci się wokół alkoholu nalewanego do kieliszka.
źródło: mat. prasowe teatru 6. piętro, aut. Jarosław Niemczak
Profesor od dawna jest alkoholikiem i nawet się z tym nie kryje. Kryje go za to szefostwo uczelni, której co trochę wywija jakiś numer. Za książkami skrywa wiele butelek z trunkiem, który regularnie wypija. A po pracy kieruje się do pubu. I tak mija jego życie. Kolejne spotkania z Ritą zbliżają ich do siebie. Poznają swoje przyzwyczajenia, swoje historie i problemy. On po rozwodzie, obecnie spotykający się z młodszą partnerką, ona zaś w ograniczającym związku, w którym nie znajduje zrozumienia. W pracy ciągle marudzące klientki, a czasu na zadawane wypracowania mało. Tak się właśnie rozwija ich znajomość. Kolejne spotkania przerywane za sprawą muzyki Vivaldiego. Cztery pory roku wybrzmiewają w ramach przerwy między kolejnymi, cotygodniowymi spotkaniami bohaterów. A my obserwujemy jak zmienia się Rita. Początkowo wydaje się, że zmienia się tylko ona. Zaczyna rozumieć, drążyć, kojarzyć fakty, wychodzi do teatru, decyduje się na wyjazd tematyczny, gdzie poznaje innych młodych ludzi spragnionych rozwoju intelektualnego. Poznaje innego profesora, który opowiada jej o literaturze. Frank przestaje być jedynym, nie jest już najważniejszy. Rita poszerza horyzonty, a on wpatruje się w drzwi gabinetu czekając na spóźnioną studentkę.
Tu kurtyna opada. 20 minut przerwy na zebranie myśli i wchodzimy na drugi akt. Ten jest zdecydowanie trudniejszy. Coraz szybszy upadek profesora, który zatraca się w alkoholu do tego stopnia, że na uczelnię trafia pod wpływem, co nie uchodzi uwadze jego studentom. Poważne konsekwencje, które nie są dla niego wielką karą. Największym bólem jest bowiem odsunięcie się Rity, która wie, że może liczyć obecnie na innych znajomych, przy których ma szanse na dalszy rozwój. Choroba Franka go niszczy, a on sam nie jest w stanie sobie pomóc. Zdaje sobie sprawę, że utracił nieokrzesaną, wulgarną studentkę, a przed nim stoi świadoma kobieta, która wie o wiele więcej. Trudno jest oglądać upadek Franka, gdy wczuwamy się w jego sytuację. Doskonale widać, że mężczyzna poczuł coś więcej do młodszej koleżanki, choć nigdy niewinny flirt nie wszedł na wyższy poziom. To relacja, która początkowo wzbogaca ich oboje, a następnie niejako tłamsi mężczyznę. Profesor zdaje sobie sprawę, że to on przyczynił się do zmiany kobiety. Zmienił Ritę w inną osobę, w taką, którą chciała być, ale ta już nigdy nie będzie zagubioną studentką, która po raz pierwszy wpadła do jego gabinetu. Nie jest to już Rita, a Susan, gdyż kobieta ponownie zaczęła posługiwać się swoim oficjalnym imieniem. To symboliczna zmiana, ale gdy Frank dzwoni do znajomych Rity, słyszy, że nie ma kogoś takiego. Nie ma Rity, teraz jest Susan.
źródło: mat. prasowe teatru 6. piętro, aut. Jarosław Niemczak
Poruszające jest to, gdy widzimy Franka, który pozbawiony siły płacze przy kobiecie. Nie ukrywa już swoich emocji, problemów, nie ukrywa, że czuje się fatalnie. Odkrywa się przed Ritą i pokazuje wiersze, które pisze. Literatura ich połączyła, a alkohol postawił między nimi mur. Tego muru nie da się przeskoczyć, ani obejść. To już walka, którą Frank musi odbyć sam. Można się tu zastanawiać, czy przypadkiem nie mamy sytuacji, w której to Rita bierze, bierze i nie daje nic od siebie, bo ma Franka wtedy, kiedy go potrzebuje, a gdy znajduje nowych towarzyszy rozmów, on staje się jej niepotrzebny. Nie wspiera go w jego problemach i nie interesuje się na tyle, aby mu pomóc. To jedno z wielu możliwości analizy, które mamy.
To spektakl, o którym nie chcę więcej pisać. To spektakl, który najlepiej po prostu obejrzeć. W Teatrze 6. Piętro doceniam bardzo scenografię, która jest piękna, wyrazista i przekonująca. Doceniam bardzo jakość strojów, stworzony klimat, a przede wszystkim grę aktorską. Duet doskonały, który tworzy cały ten spektakl. A jest to sztuka trudna, dlatego tym bardziej warto to podkreślić. Wyśmienity w roli Franka Mirosław Baka i ta, która mnie oczarowała i zafascynowała. Niezwykle podobna fizycznie do Agnieszki Więdłochy, Maria Dębska. Maria Dębska weszła w postać Rity znakomicie! Czuć było, że jest w pełni zaangażowana, a bez tego ten spektakl nie miałby takich znakomitych recenzji. Nie widziałam wcześniej Marii Dębskiej na deskach teatru, dlatego tym większe moje zaskoczenie i pozytywny odbiór. Wielkie, wielkie brawa.
Cały spektakl to piękna kompozycja o relacji, życiu, chorobie, o rozwoju i upadku. Gdybym chodziła do teatru raz na rok to nie sądzę, aby ta sztuka była właśnie tą, którą miałabym zobaczyć. Zapewne w takiej sytuacji szukałabym czegoś luźniejszego. Natomiast jeśli do teatru wybieracie się choćby raz na kwartał to zdecydowanie jest to tytuł, który bardzo polecam. A może właśnie nie jesteście stałymi bywalcami kulturalnych miejsc i "Edukując Ritę" sprawi, że się nimi staniecie? Możliwości jest wiele.
źródło: mat. prasowe teatru 6. piętro, aut. Jarosław Niemczak
Jeśli mam się do czegoś doczepić to brakło mi uśmiechu podczas braw. A były one bardzo głośne i już po kilku sekundach cała widownia wiwatowała na stojąco. Obstawiam, że zarówno Maria Dębska, jak i Mirosław Baka byli ponad dwugodzinnym spektaklem bardzo zmęczeni, ale brakło mi takiego zwykłego uśmiechu w stronę widzów, aby móc zobaczyć ich luźne twarze, a nie te dramatyczne ze spektaklu. Niemniej to jedyny punkt, do którego mogę się doczepić, a że było to już po spektaklu, to widzicie, jak dobre to było. Jeszcze raz brawa i gratulacje! Śmigajcie na 6. piętro.
KulturoNIEznawczyni
tagi: teatr 6. piętro, teatr PKIN, teatr warszawa, spektakle w warszawie, najlepsze sztuki teatralne 2024, na co do teatru, najlepsze teatry, najlepsze spektakle warszawa, recenzja, opinia, ocena, opis, streszczenie, Edukując Ritę, Edukacja Rity, Dębska, Baka, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, strona o teatrze, krytyk teatralny, strona o sztuce, blog o teatrze, blog teatralny, Edukując Ritę Teatr 6. Piętro recenzja
Kommentare