top of page

"I twój śmiech, i płakanie nie odpłynie, zostanie..." - "Baczyński 100" Teatr Polski

Jestem prostym człowiekiem, widzę zapowiedź koncertu z utworami Baczyńskiego, więc wahać się nie mogę. Decyzja jest w tym wypadku niezwykle prosta i szybka. Bilet kupować, buty pastować, czapkę na uszy zakładać i w drogę ruszać. A dokąd? Do Teatru Polskiego.


Koncert "Baczyński 100" to wyjątkowe wydarzenie, które można określić koncertem poezji śpiewanej. Przy akompaniamencie muzyki wybrzmiało kilkanaście utworów poety pokolenia Kolumbów. Co niezwykle istotne i warte pochwalenia, cały koncert bazował na przeplatających się wzajemnie dwóch formach przekazu wierszy. Mieliśmy do czynienia ze śpiewem, ale również recytowaniem poezji przez dwójkę aktorów Teatru Polskiego. Różnorodność formy pozwalała na dłużej skupić uwagę widzów na tym, co się dzieje na scenie i zachować pewną różnicę w ekspresji oraz energii, która raz była silniejsza, by chwilę później, wraz z kolejną interpretacją wiersza, nieco opaść.


Krzysztof Kamil Baczyński w trakcie swojego krótkiego życia zdążył napisać ponad pół tysiąca utworów. Na scenie zaprezentowano więc jedynie garstkę z nich. Na wierszach Baczyńskiego znam się tak samo jak na teatrze, balecie, operze, czyli można powiedzieć, że wcale, dlatego części utworów nie kojarzyłam w ogóle. Jednak doskonale mi znana "Elegia o... chłopcu polskim" była wierszem, który bardzo chciałam podczas tego koncertu usłyszeć. Pod tym względem moje oczekiwania zostały spełnione, choć liczyłam gorąco na to, że tak emocjonalny, poruszający utwór będzie wisienką na torcie tego wydarzenia. "Elegia..." natomiast wybrzmiała gdzieś w środku koncertu i mogła przez wielu zostać pominięta, szybko zapomniana.


Baczyński 100 Teatr Polski

Może moje wyobrażenie tej sztuki było nieco odmienne od tego, co finalnie obejrzałam. W mojej głowie po prostu potrzebowałam więcej dramaturgii, która u Baczyńskiego jest tak mocno podkreślana. Ciemna scena, jedno światło, niski, ciepły głos, w oddali słychać spokojne dźwięki pianina, a główną, przeraźliwie smutną melodię odgrywają skrzypce. Na środku sceny stoi jedna osoba odczytująca wiersz za wierszem. W wizji, którą gdzieś, kiedyś w głowie utworzyłam, nie wiedziałam jednak, kto mógłby być recytatorem podczas takiego wydarzenia. Po koncercie "Baczyński 100" już to wiem. Byłaby nią Grażyna Barszczewska.


O ile, jak nie trudno zauważyć, moje wyobrażenie takiego spotkania poetyckiego było znacznie inne, tak to, w którym uczestniczyłam, mimo że mocno odmienne, było naprawdę przyjemne w odbiorze. Niesamowite wrażenie robił Włodek Pawlik grający na fortepianie. Muzycznie świetnie całości dopełniali pozostali muzycy - Łukasz Pawlik, Damian Kostka oraz Cezary Konrad. Na środku sceny miejsce zajęli wokaliści robiący największe show, czyli Natalia Wilk i Marek Bałata. Obojgu nie można odmówić talentu i wczuwania się w poetyckie treści utworów, ale to jednak recytujący aktorzy Teatru Polskiego zrobili na mnie największe wrażenie swoim przekazem wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.


Grażyna Barszczewska oraz Jerzy Schejbal swoim głosem tworzyli niesamowity klimat, a umiejętności recytatorskie Grażyny Barszczewskiej są wręcz trudne do opisania. Już przy pierwszym utworze wykonywanym przez aktorkę miałam odczucie, że właśnie na to czekałam. Ciepły, niski głos otulający każde słowo. Zwrócona uwaga na każdą spację, oddech, przecinek. Szybciej i wolniej, głośniej i ciszej. I na koniec trzaśnięcie książką. Bo to koniec utworu. I to wybrzmiało. Piękne to było. Brawo, brawo, brawo.


Grażyna Barszczewska - Baczyński 100 Teatr Polski

W tej poetyckiej uczcie towarzyszył mi mój dobry znajomy, z którym dyskusja o koncercie trwała i trwała, a co najważniejsze pozwoliła nam na podsumowanie wszystkiego tego, co ujrzeliśmy na deskach teatru. Pod wieloma względami nasze zdania były zbieżne, ale kilka dodatkowych przemyśleń Łukasza dało również i mi do myślenia. Myślę, że dopełnieniem tego artykułu będzie więc jego wypowiedź.



Okiem i uchem Łukasza:

Koncert „Baczyński 100” był moim drugim podejściem do poezji śpiewanej. Po raz drugi przekonałem się, że do tego rodzaju spektakli warto się przygotować. Przez przygotowanie rozumiem dwie rzeczy: wyciszenie głowy (jak możesz – nie idź do teatru prosto z pracy / szkoły, bo przez część czasu będziesz jeszcze w niej siedzieć) oraz zapoznaj się z twórczością recytowanego autora. Absolutnie nie sugeruję, abyś czytał wszystkie wiersze Baczyńskiego (tych wszak było ponad 500), ale zapoznaj się chociaż z jego sylwetką, żebyś mógł poczuć z nim odrobinę więzi. Naprawdę, proste rzeczy a bardzo ułatwiają odbiór.


Co do samego koncertu, od razu zdradzę swoją rekomendację – idź! Koncept bardzo trafny – wiersze na przemian śpiewane i recytowane, a to wszystko przy znakomitym akompaniamencie Włodka Pawlika i drużyny. Dynamiczna zmiana formy ułatwia zachowanie skupienia. Zdecydowanie należy wyróżnić Grażynę Barszczewską, która wymiata recytatorsko. Aż przechodzą ciarki po plecach. Podobał mi się też dobór wierszy, choć nie ich kolejność. Zaczęło się od miłosnych, po czym przeszliśmy do typowo wojennych i mrocznych. W międzyczasie pojawiały się jednak luźniejsze (np. Erotyk), co burzyło mi nastrój. Twórczość Baczyńskiego kojarzy mi się z tragedią (ludzką – nie gatunkiem) i oczekiwałem, że koncert z minuty na minutę stanie się poważniejszy. To jednak nie nastąpiło. Szkoda również, że tylko przy 2 lub 3 wierszach był wyświetlany ich tekst na ekranie. Śledzenie śpiewanych słów bardzo ułatwiałoby ich odbiór, a przede wszystkim – zrozumienie. Abstrahując jednak od tych kilku subiektywnych niedociągnięć, koncert "Baczyński 100" uważam za unikatowe doznanie, które polecam przeżyć również Tobie, czytelniku.





 

Na zakończenie 4 utwory Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, które może znacie, a może nie. Warto przeczytać i porozmyślać.


KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI

Miłość


O nieba płynnych pogód,

o ptaki, o natchnienia.

Nie wydeptana ziemia,

nie wyśpiewane Bogu

te drzewa, te kaskady

iskier, ten oddech nieba,

w ramionach jak w kolebach

zamknięty. Jak cokoły

drzewa z szumem na poły;

serca jak dzbany łaski,

takie serca jak gwiazdki,

takie oczu obłoki,

taki lot - za wysoki.


Słońce, słońce w ramionach

czy twego ciała kryształ

pełen owoców białych,

gdzie zdrój zielony tryska,

gdzie oczy miękkie w mroku

tak pół mnie, a pół Bogu.


Twych kroków korowody

w urojonych alejach,

twe odbicia u wody

jak w pragnieniach, w nadziejach.

Twoje usta u źródeł

to syte, to znów głodne,

i twój śmiech, i płakanie

nie odpłynie, zostanie.

Uniosę je, przeniosę

jak ramionami - głosem,

w czas daleki, wysoko,

w obcowanie obłokom.



8 września 1942 r.


 

KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI

Elegia o... [chłopcu polskim]

Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,

haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,

malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,

wyszywali wisielcami drzew płynące morze.

Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,

gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.

Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,

przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.

I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,

i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut — zło.

Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.

Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

20 marca 1944 r.

 

KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI

Drzewa


Drze­wa - to chmur zgęsz­cze­nia,

pod nimi dzwo­ni zie­mia,

nad nimi rwą wez­bra­ne

pla­ne­ty z brą­zu lane.


Lasy - smut­ku zie­lo­ne

ser­ca w szmer prze­mie­nio­ne,

pod nimi piły la­ment

bia­ły­mi ję­czy kła­mi.


Drze­wa ba­wo­ły zło­te

dy­mi­ły ru­dym po­tem,

z po­mru­kiem cia­ła kła­dły

ku zie­mi, aż upa­dły.


Drwa­le w śmie­chu sy­pa­li

zęby jak sznur ko­ra­li.

To piłą - ci­szy przy­tną,

to śmie­chu bia­łą brzy­twą.


Li­ście jak oczy wy­drą

lśnią­ce zie­lo­ną krzyw­dą,

to korę ciem­ną z cia­ła,

aż try­śnie krew doj­rza­ła.


A nocą w sen za­gię­ci -

- w war­czą­cy wir pa­mię­ci

zo­ba­czą drwa­le w lęku,

przy­ku­ci nocy ręką,

idą­ce na nich pro­sto

to­po­ry so­sen ostre.


22 li­sto­pada 1941 r.



 

KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI

Dzieło dla rąk


Kie­dy się w lu­dziach mi­łość śmier­cią sta­ła

i ru­nął na nas grzmiąc ogni­sty strop,

bło­go­sła­wie­ni ci, co im za mała

była ta trwo­ga dla serc i dla rąk.


Kie­dy prze­klę­to wszel­ki płód czło­wie­czy,

aby nie cier­piał, aby nie mógł trwać,

bło­go­sła­wie­ni byli ci, co rze­czy

na­zwa­li nę­dzą po­czę­tą we łzach.


Kie­dy się krwa­wym szwem zszy­wa­ły dzie­je,

choć zie­mia była jak ja­śmi­nów pęk,

bło­go­sła­wie­ni byli ci - na­dzie­ją

łą­czą­cy z nie­bem ton - źró­dla­ny dźwięk.


A oto mamy nie­bios zło­ty na­miot,

prze­strzeń jak mo­rze żywą - a nie szkla­ną,

z któ­rej po­wsta­je się i scho­dzi w nią,

bło­go­sła­wią­cą rękę taką samą,

pod któ­rą gło­wy jak łzy w oczach drżą.


A tyl­ko trze­ba po­jąć głos i ha­sło,

bo je­den krok jest jak żoł­nie­rza krok,

kie­dy się wstą­pi weń, to się zna­la­zło

Boga dla wia­ry i dzie­ło dla rąk.


Maj 1943 r.



KulturoNIEznawczyni


tagi: Baczyński 100, Teatr Polski, Krzysztof Kamil Baczyński, najlepsze utwory, najpiękniejsze utwory, najpopularniejsze wiersze Baczyńskiego, recenzja, opis, koncert, poezja

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentarios


bottom of page