top of page

Jakub Małecki tworzy mozaikę i nazywa ją "Korowód" [recenzja]

Kto miał już styczność z powieściami Jakuba Małeckiego, ten powinien doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jaki klimat w książce będzie panować. Małecki stawia na losy zwykłych ludzi, ale czyta się o nich tak, jakby opowiadał o postaciach wyjątkowych. I tym razem jest podobnie, bo "Korowód" to powieść, która wciąga od początku, ale tym razem co trochę zostajemy zatrzymani. A o czym myślę? O tym za moment.


"Korowód" to powieść nastrojowa, w której łatwo się zatracić. Postacie stworzone przez Małeckiego są starannie opisywane i szybko budując ich wizerunek możemy się z nimi zżyć. Nie jest to namolne ani narzucające się. Małecki pisze pięknie i energia, emocje są zawarte w słowach i między nimi. To taki rodzaj literatury, który trzeba lubić, bo nie jest pełny akcji, ale też nie jest jej w pełni pozbawiony. Taka literatura obyczajowa, społeczna, piękna. Ktoś napisał mozaikowa i tu to słowo mi bardzo pasuje. Małecki tworzy pewnego rodzaju witraż, ale w tym oknie nie każda część jest zamalowana. Trochę świata zasłania, trochę odkrywa. Nieco światła do nas dochodzi, ale nie w pełni.


– Zgubiłem rękawiczki. Stałam tam, stare drzewo. Minęło kilka wieków, ludzkość skończyła się, świat spłonął, planety przestały krążyć, słońce zgasło w ciszy. Wiedziałam dokładnie, co założyłam na siebie dziś rano, ile mam lat, jakie wady charakteru i co lubię w swoim ciele. W ustach sucho.

Korowód - Jakub Małecki okładka


Można powiedzieć, że sporo w tym dziele jest Małeckiego i nie tylko dlatego, że pisarz sam pojawia się w tym opowiadaniu. Taka cicha, melancholijna, wrażliwa powieść i taki wydaje się być sam Jakub Małecki. A z literaturą tego autora wciąż mam tak, że gdy ktoś zapyta mnie, o czym jest dana książka, to bardzo trudno mi odpowiedzieć. Może poza "Świętem Ognia". Nie wszystkie tytuły tego pisarza czytałam, więc też nie będę zgrywać wielkiej znawczyni.


O "Święcie Ognia" przeczytacie o tutaj:


"Korowód" jeśli miałabym przyrównać do innej książki Jakuba Małeckiego, to nie porównałabym jej do "Święta Ognia". Prędzej już do "Saturnina", którego okładka mnie zachwyciła, ale przecież recenzując książkę nie wypada mówić o okładce. No ale ja tak robię i cóż. Przecież bić się nie będziemy, bo piękna okładka może zwiastować równie piękne wnętrze.


Tu słów kilka o "Saturninie":


Wracając jednak do Małeckiego i "Korowodu". Nie mam zupełnie wyrzutów, że tak skaczę po tematach. Niech pan Jakub poczuje sam jak to jest, kiedy opowiada się jedną historię i nagle się ją przerywa. No jak tak można! To jest poczucie, które najmocniej mi zapada w pamięć po przeczytaniu "Korowodu". Zaczyna się prosto, strona po stronie wczytuję się w historię i zaczynam się zżywać z bohaterami i tu nagle: BAM! Koniec historii. Zaczyna się następna, w jakiś sposób powiązana z poprzednią, ale już postacie nowe, inne. Trochę tęsknie za poprzednimi bohaterami, ale co zrobić. Powoli akceptuję nowe postacie. Chwilę później ponownie się wkręcam w ich historię. I co robi Jakub Małecki? Tak, znów przerywa i zostawia te postaci. A ja ponownie odczuwam stratę. Kolejna historia na pewno nie będzie tak ciekawa jak poprzednie dwie. Znów ze sceptyzmem czytam o innych losach bohaterów. Ponownie przebija się wątek listów pisanych przez Feliksa do Marianki, ale to nie to samo, co wcześniej. Teraz jest o liczbach, potem znów coś innego. Wcześniej śnieg, była woda, jest i studnia, dziura w ziemi. Widmo, Kształt wszędzie. Widzisz? Słyszysz? Zastanawiasz się, czy to w głowie Małeckiego, czy już też w Twojej? A może miałeś tak samo?


Kształt dalej już się nie zmieniał, pozostawał szary i półprzezroczysty. Kiedyś, wracając z chłopakami ze szkoły, postanowiłem spróbować porozmawiać o nim raz jeszcze. Zapytałem, czy nie zdarza im się czasami widzieć kogoś dziwnego, ale oni zaczęli dopytywać, kogo konkretnie, przekonani, że mam na myśli jakąś osobę, którą wszyscy znamy.

A kogo poznajemy na blisko 260 stronach książki? Jest tajemniczy Paweł ‌Wrona, czeladnik ‌drukarski uchodzący przed ‌wierzycielami na ‌skutek ‌niezręcznej karcianej pomyłki. Jest Urszula w błogosławionym stanie, którą znalazł ‌w śniegu. ‌Jest i zakochany Feliks, który pisze listy ze statku podczas sztormu oraz genialny matematyk Tomasz Wilczewski. Poznajemy również Barbarę Brzozowską, która jest autorką poczytnych, międzywojennych powieści I oczywiście na koniec, już wspomniany wcześniej, współczesny pisarz Jakub M.,który idzie przez życie wraz ze swoim Kształtem.


Kształt - Jakub Małecki

UWAGA SPOILER

Wiedząc, że Małecki lubi drążyć w przeszłości, w historii swojej rodziny, historii okolic, z których pochodzi, zastanawia mnie, ile jest wątków autobiograficznych w "Korowodzie" Czy autor dzieli się intymną historią i czy owy Kształt jest nie tylko wytworem jego wyobraźni, lecz częścią jego życia? Jednym z bohaterów "Korowodu" jest bowiem pisarz Jakub M., który jest autorem "Dżozefa". To chyba wystarczające, aby powiedzieć, że raczej nie ma tu mowy o przypadkowej zbieżności osób i zdarzeń. Dowiadujemy się, że mały Jakub był w centrum akcji, w której finalnie został zamordowany człowiek. A fakt, że zostaje pozostawiony sam sobie z tą mroczną historią, powoduje, że przychodzi do niego Kształt, który od tej pory zaczyna mu towarzyszyć w dalszym życiu.


Jak to było i do jakich wniosków możemy dojść? Tego nie wiem, ale pewne jest to, że jest to książka pełna zagadek, a po jej przeczytaniu nasuwa się wiele pytań, które chciałoby się zadać Małeckiemu. Choćby wciąż nieodgadniona dla mnie postać Feliksa, który na koniec jednego listu podpisuje się jako "Twój brat Feliks". I wiesz, tam później jest, że ten jego ojciec, ten co go kiedyś Felkiem nazywali. I jak to poskładać razem to dziwne historie wychodzą. Czy dobrze myślę?


Z drugiej zaś strony, czy poznanie odpowiedzi na te pytania nie zabrałoby z tajemniczości "Korowodu" jak i samego pisarza? Ciekawa książka do dyskusji, przyjemna do czytania. Nieoczywista w treści. Nie dla każdego. A rozdział IV? Chyba dopiero jego bohater będzie go przeżywać, aby kiedyś móc go napisać.



 


Na koniec kilka cytatów, które może zachęcą Was do sięgnięcia po "Korowód", jeśli wciąż się nad tym zastanawiacie.


"Powiedziałem Ci wtedy, i nadal sercem całym w to wierzę, że lepiej kochać i cierpieć, niż nie kochać wcale."


"Listy Feliksa do Marianki. Takiej chcę miłości. Szalonej, niepoprawnej, wbrew światu. Bo jaka inna warta jest, by jej poświęcić życie? Niestety jednak mężczyźni mnie otaczający niezdolni są zapewnić mi takich wzruszeń jak te w niewielkiej książeczce z biblioteki wuja."


"W samochodzie powiedział tylko: – Żyjesz, żyjesz. I przekręcił kluczyk. Zerknął na moją rękę i ja też na nią zerknąłem: kość wypychała skórę obok łokcia, nie przebijając jej. Próbowałem nie krzyczeć i nie płakać, ale krzyczałem i płakałem."



KulturoNIEznawczyni


tagi: Korowód, premiera, nowa powieść, Jakub Małecki, literatura obyczajowa, książka, literatura polska, recenzja, opis, streszczenie, najciekawsze fragmenty, czy warto przeczytać, opinie, opinia, kulturonieznawczyn, blog o książkach, recenzentka

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page