top of page

Jest Morticia, jest klimat! "Rodzina Addamsów" Teatr Syrena [recenzja]

Klimat to słowo, które będzie pojawiać się dzisiaj zapewne wielokrotnie. Mam słabość do Draculi, Frankensteina i jak się okazuje, również do rodziny Addamsów. Nie mam o dziwo słabości do "Zmierzchu". A może jednak to nie dziwi. W Teatrze Syrena postawili na bardzo popularną w ostatnim czasie rodzinkę, której popularność wzrosła za sprawą serialu "Wednesday", który nadał drugą młodość postaciom stworzonym w wersji komiksowej przez Charlesa Samuela Addamsa.


O "Wednesday" nie wspominam przypadkowo, bo i ten serial był dla mnie motywacją do lepszego zapoznania się z historią rodziny sympatycznych sadomasochistów. Dla wielu przybyłych na widownię, zapewne również to serial był zapalnikiem do wyszukania spektaklu w tym klimacie. A że Teatr Syrena określił sztukę tę jako odpowiednią dla dzieci, to i wielu młodych widzów przyszło nawet w koszulkach z serialową postacią na piersi.


Po wyjściu z teatru miałam całą listę przemyśleń. Było wiele fragmentów, które mi niezwykle pasowały. Dużo elementów, które zagrały, ale nie obyło się bez niedociągnieć, które spokonie można wyeliminować. Najwiękzy zachwyt to klimat. Wspominałam, że to słowo będzie się przewijać, ale tak, to jest magia tej historii, postaci i odpowiedniej aranżacji sceny. Scenografia to petarda! Dokładnie to, czego oczekiwałam. Były smaczki, które znamy z oryginalnego filmu z 1991 roku, takie jak obcinanie główek kwiatów, znak STOP, czy żarówka. Kto oglądał film, na pewno skojarzył od razu te elementy.


Plakat Rodzina Addamsów

Scena teatru zamieniła się w dom Addamsów i to co uwielbiam, było mnóstwo elementów, które tworzyły spójną całość. Były też charakterystyczne schody prowadzące na wyższy poziom posiadłości, czy mięsożerne rośliny pielęgnowane przez Morticię. Kiedy zaś przechodziliśmy do innej części historii, drzwi domu zamykały się, a my byliśmy na klimatycznym odludziu. Scenografia w punkt - podkreślam to ponownie! Dodatkowo stroje. Piękne, pasujące, dobrze skrojone. Ogromne brawa.


Kolejny duży plus to muzyka na żywo. Widać było czubek głowy dyrygenta, a pod sceną muzycy oddali kawał serca, aby każdy utwór wybrzmiał tak, jak powinien. Dodatkowo mieliśmy przyjemność posluchania przez moment organów i gdy je tylko usłyszałam wiedziałam, że potrzebuję ich w tej sztuce znacznie więcej. Klimat, organy tworzą klimat. Chcę więcej! Muzyka w Addamsach jest szalenie ważna. Chyba każdy kojarzy główny motyw, a i pozostałe utwory są bardzo udane, więc miło ich posłuchać na żywo.


Rodzina Addamsów zdjęcie 1

źródło: Teatr Syrena, zdjęcia spektaklu: Katarzyna Chmura i Tomasz Słupski


Polska rodzina Addamsów to dla mnie bohaterowie filmu 'Kołysanka", który na Filmwebie ma strasznie słabe opinie, ale nie wierzcie tym wszystkim ludziom. To film przecudowny i oglądałam go kilkukrotnie. Wciąż uznaję go za jedną z najlepszych polskich komedii. A wspominam o tym filmie nie bez powodu. W produkcji pojawia się motyw przebitki, kiedy bohaterowie grają na instrumentach. To jest to co bardzo bym chciała ujrzeć na scenie. Mam świadomość, że na zmieszczenie orkiestry wraz z dyrygentem na scenie nie ma szans, ale tak bardzo byłoby magicznie, gdyby w kilku miejscach na scenie byli rozmieszczeni muzycy grający na wiolonczeli czy kontrabasie. Mam taką wizję przed oczami i wierzcie mi, to by dobiło 100 punktów do klimatu, który przecież i tak oceniam bardzo wysoko.


Dobra, było miło to teraz kilka aspektów, które nie do końca lubię. Teatrze Syreno, co oznacza dla was spektakl familijny? Na stronie mamy informację, że spektakl jest przeznaczony dla osób od 12. roku życia. Bardzo słabo określam wiek ludzi, a szczególnie dzieci, ale kiedy byłam w teatrze to było kilka grup szkolnych. Oceniałam te dzieci na takie 10-12 lat, więc równie dobrze mogły mieć 7 jak i 15. Ale abstrahując od tego, spektakl dla dwunastolatków nie powinien w mojej ocenie zawierać takich słów jak "seks", czy podtekstów z "bułeczką babuni". Kilkukrotnie padały w dialogach podteksty seksualne, jedna z bohaterek zaczyna się rozbierać na stole podczas uczty i oczywiście nic nie pokazuje, ale sama scena myślę, że robiła wrażenie na grupie szkolnej, która siedziała po mojej prawej stronie. Wzbudzała emocje do tego stopnia, że jeden chlopiec podszedł do wychowawczyni mówiąc coś w stylu, że się boi i nie chce na ową panią patrzeć. Trzeba mieć świadomość, że dziecko w wieku 12 lat to zarówno osobnik, który miał styczność z grami/filmami w których napotkał na agresję, erotykę, ale również może być to osobnik chroniony z każdej strony przez swoich najbliższych i żyjący wciąż w świecie bez tematu seksu.


Gdybym miała oceniać kategorię dla tego spektaklu to spokonie zmeniłabym na: dostosowane od 15. roku życia i już nie byłoby tego paragrafu dzisiaj na stronie. Temat do przemyślenia. Dodatkowo nie wiem, czy istnieje jakiekolwiek usystematyzowanie sztuk teatralnych pod kątem właśnie zaliczania sztuki dla konkretnego wieku odbiorcy. Myślę o tym, jak dobrze to działa w przypadku PEGI w grach. Z drugiej strony może za bardzo się czepiam, bo w przypadku gier od 12. roku życia już jakieś zalążki przemocy czy podteksty moga się pojawiać, choć wiadomo w grze to co innego niż na żywo. Podsumowując, nastawiając się na młodego widza, wyeliminowałabym te najbardziej rażące fragmenty, bo bez nich sztuka nic by nie straciła. Dodatkowo spektakl trwał 3 godziny, a dla grupy szkolnej ewidentnie było to zbyt długo. Po przerwie stracili część zainteresowania. Następowały chwile wiercenia się, ktoś był głodny, komuś chcało się spać. Dla młodego widza myślę, że najlepsza opcja to do półtorej godziny w teatrze i hop do domu. Dla mnie trzy godziny to taki fajny, optymalny czas szczególnie wtedy, gdy sztuka mi się podoba. A tu tak było. I w ten płynny sposób przechodzę do kolejnego tematu, który zasługuje na oklaski.


Gra aktorska głównych bohaterów. Mamy tu kilka osób, które na scenie czują się wyśmienicie, a w swoich rolach byli jak ryba w wodzie. Zachwyt mam nad Morticią, która przez cały czas trwania sztuki była zawsze w punkt. To ona tworzyła niezwykły klimat i nie było w jej wykonaniu ani jednego słabszego momentu. Zarówno gra aktorska, jak i wokal, i taniec. Pełen, kompletny doskonały występ. Anna Terpiłowska jest Morticią idealną również fizycznie - wysoka, o nienagannej figurze, a w czarnej, długiej sukience prezentowały się zabójczo. Partnerował jej wyśmienity wokalnie Gomez. W tej roli Przemysław Glapiński. Wokalnie, w mojej opinii, najlepszy.




Aktorsko nic zarzucić nie mogę Wednesday (Aleksandra Gotowicka). Mam jednak spory zarzut do tego, że o ile Morticia z Gomezem klimat tworzyli, tak cała historia związana z ich córką od tego klimatu mnie oddalała. Wednesday po prostu przepadła i przez miłość zmieniła się nie do poznania. Zakłada żółtą sukienkę, a jej wahania nastroju mnie poraziły. To co uwielbiam w oryginale, czy nawet w serialu to to, że Wednesday nie jest podatna na zmiany nastroju. To nie jest tak, że jest zła, wściekła, uradowana, w skowronkach. Ciągle ma swoją kamienną twarz i wszystko przeżywa tak, jakby jej to nie dotyczyło. Wednesday i emocje nie idą ze sobą w parze. W moich oczach jest to postać, która na wszystko wzrusza ramionami i odpowiada "okej", bez względu na to czy się zakochuje, czy pali jej się dom. Kamienna twarz i brak emocji. Tu mamy natomiast dziewczynę, która albo jest w pełni zakochana, traci głowę, śmieje się, jest radosna, albo wkurzona, zdenerwowana i wybucha na każdego, kto się do niej zbliży. Mi to nie leżało. Sam główny motyw, który odnosi się do zakochania się Wednesday w "normalnym" chłopcu i takie przedstawienie jego do mnie nie trafiło. Wspominałam o cudownych strojach. Wszystkie takie były poza strojem córki Addamsów. Mamy tu bardziej spodnie z tuniką niż sukienkę z prawdziwego zdarzenia, a przecież sukienka u Addamsowej i jej warkocze to znak rozpoznawczy. Tu nie było jednak ani tego, ani tego. Dlaczego?


Rodzina Addamsów zdjęcie 2

źródło: Teatr Syrena, zdjęcia spektaklu: Katarzyna Chmura i Tomasz Słupski


Jeśli mowa o klimacie to był on świetny w pierwszej części, natomiast w drugiej już się to trochę rozleciało. Pierwszą część mogłabym oglądać i oglądać, druga zdecydowanie mi takiej dużej radości nie przyniosła. Scenariuszowo trochę się gubi i mamy bardziej zbitek różnych scen niż konkretną, spójną, przyjemną historię. Oczywiście wszystko, co się dzieje na scenie ma sens, ale nie ma tej magii, która jest w pierwszym akcie. Nie ma tego charakteru Addamsów.




Żeby nie przedłużać. To był bardzo udany spektakl, a spędzone trzy godziny minęły niezwykle szybko. Doceniam stroje, scenografię, grę aktorską, muzykę i KLIMAT. Warto sprawdzić na własne oczy i myślę, że wielu z Was będzie się bawić na tej sztuce równie dobrze, jak ja. Cały czas przed oczami mam scenę uczty, taniec Morticii i Gomeza, przepiękną posiadłość Addamsów. Ogrom dobrej energii dało mi to widowisko, a to w teatrze cenię najbardziej. Syreno, widzimy się niebawem na "SIX"!




KulturoNIEznawczyni


tagi: Rodzina Addamsów, "Rodzina Addamsów", klimat, Morticia, Gomez, Wednesday, musical, teatr muzyczny, teatr Syrena, Anna Terpiłowska, spektakl, sztuka, recenzja, opis, ocena, opinie, opinia, relacja

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

1 Comment


Wróciłam z czterodniowego maratonu warszawskich teatrów i "Rodzina Adamsów" już po raz drugi. Gdybym mieszkała w Warszawie, to byłoby to zapewne więcej razy. Jestem po prostu zakochana. Zakochana w scenografii, muzyce, kostiumach i przede wszystkim grze aktorskiej. Jestem bezkrytyczna, jak to zakochana kobieta :-). Zgadzam się co spektaklu dla dzieci od 12 lat, nie dlatego, że mówi się o seksie, bo seks nie tylko powinno się uprawiać, ale również o nim mówić bez pruderii. Uważam po prostu, że dzieci tego nie zrozumieją. Na widowni było dużo dzieciaków i kiedy minęła fascynacja babcią, Festerem, Lurchem, duchami, to zaczęły się w ciągu tych 3 godz. nudzić. Za długo dla dzieci. Przedstawienie ma 2025 roku zejść z afisza, więc chyba skuszę się na…

Like
bottom of page