top of page

Komedia gangsterska o trudach starości - "Lepiej już było..." Teatr Współczesny

W Teatrze Współczesnym, gdzie pozytywne emocje splatają się z refleksją, spektakl "Lepiej już było" jawi się jako moje kolejne kulturalne doświadczenie w tym roku. Właściwie, wybór padł na niego nieprzypadkowo. Jako wielka fanka serialu "Miodowe Lata" pragnęłam zobaczyć na deskach teatru kolejnych aktorów z tej wyśmienitej produkcji. Cezarego Żaka i Artura Barcisia miałam już okazję oglądać choćby w "Słonecznych Chłopców" w Och-Teatrze. Tym razem w obsadzie dwie panie: Alina i jej mamusia, czyli Agnieszka Pilaszewska, oraz grająca główną rolę Marta Lipińska.


Jak można było zgadywać po samym tytule, trafiłam na sztukę, która przeniosła mnie w świat starości oraz przemyśleń o samotności i przemijaniu. Pomimo towarzyszącego przez całą sztukę śmiechu widowni, szybko okazało się, że to niezwykle gorzkie widowisko, ukazujące dramat życia w swoich późniejszych latach. Podczas przerwy słyszałam głosy, jaka to lekka, łatwa i przyjemna komedia. Wcale nie! Owszem, było wiele, wiele bardzo dobrych żartów i zabawnych dialogów, ale sądzę, że to tylko maska, pod którą skrywa się prawdziwe przesłanie tej sztuki. Szczególnie mocno "Lepiej już było..." zrozumieją osoby samotne oraz te, które bardzo obawiają się starości i bolączek z nią związanych.


"Lepiej już było" plakat

O czym tak właściwie jest "Lepiej już było..."? Jak czytamy na stronie teatru "Esmeralda Quipp była aktorka szekspirowska na emeryturze, bardzo skromnej emeryturze, nie dość, że traci ukochanego kota, to również dach nad głową. Jako osoba niekonwencjonalna i bardzo zdesperowana usiłuje w niebanalny sposób rozwiązać swoje problemy." Nie jest to oczywiście wszystko, co można powiedzieć o fabule tej sztuki. Osiemdziesięcioletnia Esmeralda mimo wielu problemów związanych zarówno ze zdrowiem, samotnością, jak i wiązania końca z końcem, nie pogrąża się w rozpaczy i wpada na coraz to ciekawsze pomysły. Aby tylko nie wracać do pustego, zimnego domu, decyduje się w bardzo urzekający sposób napaść na bank, aby zostać aresztowaną i trafić do więzienia, gdzie może liczyć na posiłek i ciepłą wodę. Na pewno nie bez znaczenia też są towarzyszki, które w celi spotyka. Do tego sympatyczna pani aspirant i już jest z kim porozmawiać i do kogo się uśmiechnąć. Wszystko to sprawia, że kompletnie nie zgadzam się z komentarzami o lekkości i przyjemności tej sztuki.


"Lepiej już było" kadr 1

źródło: mat. Teatru Współczesnego, fot. Marta Ankiersztejn


Esmeralda, w genialnym wykonaniu Marty Lipińskiej, staje się symbolem (nie)klasycznej starszej kobiety, desperacko walczącej z rzeczywistością. Jej historia staje się metaforą dla wielu opuszczonych osób, które po utracie bliskich pozostają same na świecie, gdzie starość staje się jedynie cieniem przeszłości. W przeciwieństwie do pozornej lekkości, drugie dno sztuki jest niezwykle widoczne. Esmeralda stara się uniknąć powrotu do pustego mieszkania, co stawia ją w perspektywie więziennej celi jako lepszej alternatywy. Jest to dobitne ukazanie momentu życia, w którym znalazła się była aktorka. Inteligentna, pracowita, zaradna, pomysłowa, ale pozostawiona sama sobie. Piękne życie z tak trudnym jego końcem.


Postacie drugoplanowe, choć może nie w pełni rozbudowane, dodają koloru całej opowieści. Mimo że ich poznanie jest raczej zdawkowe, pomagają one w budowaniu całej historii. W spektaklu widzimy wiele udanych momentów. Wstawki z dzieł Shakespeare'a wchodzące z ust pani Quipp dodają szlachetności i klasycznej estetyki kobiecie, a trafiony humor przeplata się z głębokimi przemyśleniami. To wszystko sprawia, że "Lepiej już było" spełnia w pełni moje oczekiwania. Lubię takie sztuki, gdzie śmieję się głośno, a w głębi płaczę rzewnymi łzami.


"Lepiej już było" kadr 2

źródło: mat. Teatru Współczesnego, fot. Marta Ankiersztejn


Wspominałam już o wyśmienitej roli Marty Lipińskiej, ale podkreślę to jeszcze raz - wspaniale stworzona postać i wejście w rolę. Zarówno sceny komediowej, jak i te dramatyczne były zagrane z pełnymi emocjami. Towarzyszący aktorzy nie mieli możliwości wybicia się nad taką postać, ale myślę, że w tej sztuce pierwsze skrzypce zostały przydzielone już na etapie pisania scenariusza. Podobała mi się również Monika Kwiatkowska w roli policjantki Hackett. Policja ukazana w dobrym świetle; z empatią i ze zrozumieniem. Bo przecież nie zawsze musimy się śmiać w teatrze, czy w kabarecie z policji. Bardzo dobrze również odebrałam Agnieszkę Pilaszewską w roli sędziny. Może niekoniecznie czułam potrzebę obsadzania Pilaszewskiej w dwóch rolach w tej sztuce, bo nieco mi się to gryzło, że najpierw widzimy ją w areszcie, a kilka chwil później spotykamy na sali sądowej. Tak czy inaczej, jako pani sędzia Julius była bardzo wiarygodna. Po aktorce tej nie spodziewałam się niczego innego, bo jeśli grała w "Miodowych latach" (serialu teatralnym) tak znakomicie, to i po tylu latach nie powinno się to zmienić.


"Lepiej już było" kadr 3

źródło: mat. Teatru Współczesnego, fot. Marta Ankiersztejn


Na zakończenie, powracam do myśli wyrażonej w spektaklu: "Starość jest największą torturą". To nie tylko hasło, ale również esencja tego, co sztuka pragnie przekazać widzom. Zapewne można wyróżnić różne rodzaje starości, bo życie ludzi jest odmienne, ale w tym przypadku pochylamy się nad stanowiskiem, które rozumie starość jako fizyczny upadek i psychiczną udrękę. Można się śmiać, ale przez łzy. Trudne, trudne, trudne życie.



KulturoNIEznawczyni



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page