Opera zatytułowana "La Boheme" z 1896 roku na podstawie powieści "Sceny z życia cyganerii" Henriego Murgera rozgrywa się w Paryżu w okolicach 1830 roku, czyli w momencie, gdy w Polsce wybucha powstanie listopadowe. Autorami włoskiego libretta są Luigi Illica i Giuseppe Giacosa, a muzykę skomponował słynny Giacomo Puccini. Sztuka ukazuje obrazy z życia francuskiej cyganerii artystycznej, a głównymi bohaterami są pisarz Rodolfo i hafciarka Mimì.
"Bohema ostro bawi się. Płyną noce, przemijają dnie. Niewiele pamiętam. Upadam byle gdzie..." Aaa nie, momencik, tu muzyka przecież była bardziej podniosła. Na marginesie, czy "Bohema" to najlepsza piosenka zespołu Wilki? Moim zdaniem nie. Czy "La Boheme" jest najlepszą operą Pucciniego? Moim zdaniem, też nie. Nic w tym złego, bo na swoim koncie Giacomo Puccini ma takie hity jak "Tosca", "Madame Butterfly" czy "Turandot". To czego najbardziej mi brakuje w popularnej Cyganerii to wielka aria, bądź swego rodzaju motyw przewodni, z którym wychodzi się z budynku opery i nuci pod nosem. W "La Boheme" niestety tego nie ma. Jest za to historia miłości, która kończy się tragicznie, ale do tego XIX-wieczne opery już nas przyzwyczaiły.
Czym tak właściwie jest tytułowa cyganeria? Nazwa boheme wywodzi się z języka francuskiego i oznacza cyganerię artystyczną. Jest to określenie środowiska artystycznego, którego członkowie spędzają czas głównie na zabawach i tworzeniu sztuki. Swoim zachowaniem otwarcie demonstrują pogardę dla pewnych norm, zachowań i obyczajów. Ich awangardowe podejście do sztuki często wzbudzało kontrowersje, ale przez to i spore zainteresowanie. Bohema jest więc punktem wyjściowym dla Pucciniego, a co dzieje się dalej?
O czym jest "La Boheme" Pucciniego?
Jest zimowa noc. Czwórka przyjaciół: Rodolfo, Marcello, Colline i Schaunard cierpią z powodu zimna i braku pieniędzy. Rodolfo poświęca swój scenariusz na ogrzanie mieszkania, a zaraz dołączają do niego przyjaciele z jedzeniem i winem. Benoît, właściciel mieszkania, domaga się czynszu, ale zostaje upity i oszukany przez najemców. Gdy gaśnie światło, przyjaciele wychodzą, a Rodolfo zostaje, aby skończyć pisanie scenariusza. Gdy zostaje sam w mieszkaniu, do jego drzwi puka zmarznięta Mimi. Chora kobieta natychmiast go oczarowuje, a ta odwzajemnia jego uczucie. Miłość między tym dwojgiem rozwija się w kilka chwil. Po romantycznych uniesieniach razem dołączają do przyjaciół Rodolfo w mieście, gdzie biorą udział w świątecznych uroczystościach, tańczą i bawią się. Rodolfo przedstawia Mimì znajomym. Pojawia się Musetta (była partnerka Marcello) z nowym, bogatym partnerem, co powoduje kłótnię z Marcellem. Chwilę później okazuje się, że uczucia Musetty do Marcella są nadal płomienne i ta dwójka również się schodzi.
Trzeci akt rozpoczyna scena na przedmieściach. Mimì szuka Marcella, opowiadając mu, że Rodolfo ją porzucił. Gdy Rodolfo się zbliża, Mimì ukrywa się i podsłuchuje rozmowę między nim a Marcelem. Rodolfo wyznaje, że opuścił Mimì, obawiając się jej choroby. Mimì wychodzi z ukrycia, a kochankowie wspominają chwile spędzone razem, unikając rozstania. Tymczasem Marcello i Musetta kłócą się. Rodolfo i Marcello próbują pracować, tęskniąc za swoimi partnerkami. Schaunard i Colline przynoszą podłą kolację. Artyści poprawiają nastrój tańcem, ale ich radość przerywa niespodziewane pojawienie się wyczerpanej Mimì. Jej stan jest ciężki, więc przyjaciele zostawiają ją i Rodolfa samych. Mimì i Rodolfo wspominają swoją miłość. Chwilę później Mimì umiera we śnie.
źródło: teatrwielki.pl - Opera Narodowa
Wrażenia z Opery Narodowej
Jeszcze nie miałam sytuacji, aby wyjście do Opery Narodowej mnie zawiodło. I tym razem też tak nie było. Wciąż wielkie brawa otrzymują wszyscy artyści występujący na deskach warszawskiej opery. Dla mnie czarujące były tym razem głównie głosy pań. Szczególnie wyróżniała się Sylwia Olszyńska jako Mimi. Równie dobrze zaprezentowała się wokalnie Joanna Kędzior w roli Musetty. To co znów nie schodzi z wysokiego poziomu to scenografia, która co trochę się zmienia i w pełni wpisuje się w klimat, odpowiednio go podbijając. To co doskonale zapamiętam z tego wyjścia to właśnie wypełnienie sceny. Zarówno kilkupoziomowa kamienica, w której mieszka Rodolfo przedstawiona w pierwszym akcie, jak i wielki napis "LA VIE BOHEME", który po przerwie zupełnie zmienił swoją postać.
Zaskakująco przeciętnie wypadły tym razem choreografie. Od razu zaznaczę, że sztuka ta jest dość uboga w ruch. Niemal wszystkie sceny są statyczne, a energetyczny ruch aktorów można policzyć na palcach jednej ręki. Jedyna scena, gdzie faktycznie więcej się dzieje, to ta, gdy przyjaciele wychodzą w miasto. Na scenie pojawia się tłum dorosłych, jak i dzieci, a nawet krótka choreografia. Tu z przykrością stwierdzam, że równo nie było. W scenach zbiorowych jest to dla mnie pierwszy punkt do oceny, więc o dziwo tu zachwytów nie mam. Jeśli w sztuce jest tak niewiele ruchu, to powinien być on dopracowany do perfekcji, żeby być taką perełką w całej operze. Mam mocny niedosyt w tej mierze.
źródło: teatrwielki.pl - "La Boheme" Opera Narodowa
Które miejsce w Operze Narodowej wybrać?
Jest to pytanie, które zadaje sobie zapewne każdy, kto wchodzi na stronę Teatru Wielkiego w celu zakupu biletów. Tu odpowiedzi jednej nie mam, bo mimo tego, że wypróbowałam już chyba wszystkie poziomy na widowni, to wciąż nie mam "swojego" ulubionego miejsca na publiczności. Tym razem chętnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami z siedzenia na III balkonie w loży 10., czyli jednej z lóż środkowych. Cena na balkonie III jest zdecydowanie najniższa. Swego czasu kupowałam bilety w niższej części widowni (bodaj na amfiteatrze) płacąc ponad 200 złotych za bilet i wychodziłam rozmasowując kark. Ciągłe wychylanie się, aby, zza głowy siedzącego przede mną mężczyzny, cokolwiek ujrzeć, było po prostu wymęczające. Tym razem bilet w cenie 35 złotych (w promocji nawet 28) mogę określić za lepszy niż ten na amfiteatrze.
Jeśli chcecie widzieć wszystko, co dzieje się na scenie i zapłacić mniej niż idąc do kina, to kluczem jest siadanie na balkonie III w 1. rzędzie. Bilety te wyprzedają się najczęściej w pierwszych dniach od ich wypuszczenia na stronie opery, ale stosunek ceny do jakości jest bardzo pozytywny. To, z czym musicie się liczyć to fakt, że grymasu bólu na twarzy aktora czy aktorki możecie dokładnie nie widzieć, ale na niższych poziomach jest dość podobnie w tym względzie. Większy minus to zasłaniająca napisy lampa. U góry sceny są 4 główne reflektory oświetlające to, co dzieje się na scenie i może być tak, że usiądziecie w miejscu, gdzie jedna z lamp będzie wchodzić w napisy. W moim przypadku tak właśnie było, ale to czego nie doczytałam po polsku, często było widoczne w linii w języku angielskim. A nawet jeśli nie było, to dało się tego domyślić. Nie ma więc dramatu, a w takiej cenie, taki dyskomfort jestem w stanie zaakceptować.
zdjęcie: kulturoNIEznawczyni
Bardzo dobrze siedziało mi się jakiś czas temu na pierwszym balkonie, kiedy kupowałam bilet za 140 złotych. Oczywiście idealnie jeśli trafi się tak, że miejsce przed nami będzie puste. Ale na to raczej próżno liczyć, dlatego moja wskazówka jest taka, aby nie skupiać się na drogich biletach, które są w rzędzie którymś z kolei, bo może się okazać, że zakup tańszego biletu będzie bardziej satysfakcjonujący. Testujcie, próbujcie i dawajcie znać, czy znaleźliście już swoje ulubione miejsce w warszawskiej operze!
KulturoNIEznawczyni
Comments