Mocny spektakl w odcieniach różu. "Na prochach" Teatr Syrena [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 22 mar
- 5 minut(y) czytania
Wchodzę do Teatru Syrena jak zwykle, ale już od wejścia czuję, że dzisiaj jest jakoś inaczej. Rozglądam się uważnie i zauważam obsługę stojącą przy schodach. Stoją tam zawsze, ale tym razem nie są ubrani w czarne stroje. Różowe koszulki od razu budzą ciekawość. Różowy był też plakat na wejściu. Schodzę do szatni. Tam również płaszcze odbierają młodzi ludzie w różowych tiszertach. Jestem przekonana, że będzie ciekawie. O spektaklu wiem niewiele. Nie czytam recenzji, nie skupiam się na obsadzie. Chcę być czystą kartą i chcę by mnie zaskoczyli.
„Na prochach” to spektakl w reżyserii Roberta Talarczyka, który udowadnia, że teatr może być zarówno głęboko poruszający, jak i artystycznie odważny. Historia rodziny Barkerów, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami związanymi z firmą Purdue Pharma i wprowadzeniem na rynek silnie uzależniającego OxyContin, staje się pretekstem do rozważań o współczesnej obsesji na punkcie „tabletkowego” rozwiązania problemów. Temat trudny, ale podany w sposób niebanalny – z jednej strony przejmujący, z drugiej hipnotyzujący formą. Tym razem to nie muzyka będzie najważniejsza.
Na marginesie: bardzo ładny plakat.

O czym jest spektakl „Na prochach”?
„Na prochach” to oparta na faktach historia rodziny Barkerów (fikcyjne nawiązanie do prawdziwej rodziny Sacklerów), która dzięki wprowadzeniu na rynek silnie uzależniającego leku przeciwbólowego OxyContin zdobywa ogromne bogactwo, jednocześnie przyczyniając się do śmierci i uzależnienia milionów ludzi. Spektakl, osadzony w kontekście amerykańskiej epidemii opioidowej, opowiada nie tylko o chciwości korporacji, ale też o społeczeństwie, które łatwo ulega iluzji „cudownej tabletki” na wszystkie problemy i bolączki.
Akcja rozpoczyna się w formie telewizyjnego programu rozrywkowego, gdzie widzowie poznają rodzinę Barkerów – charyzmatycznych, ale bezwzględnych biznesmenów, którzy pod przykrywką pomocy chorym budują imperium na uzależnieniu. Centralną postacią spektaklu jest magnetyczna Królowa opioidów.
W tle rozgrywa się walka wewnątrz rodziny Barkerów jaki i między familią a tymi, którzy próbują zdemaskować ich nieetyczne praktyki. Oliver Harris - dziennikarz żądny sprawiedliwości oraz Evelyn Morgan - prokurator, stają się głosami sprzeciwu wobec systemu, który pozwolił na taką tragedię. Ich postacie pokazują, jak trudno jest walczyć z potęgą korporacji i jak łatwo można zostać wciągniętym w sieć kłamstw.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Przemysław Jendroska
Nie mogę nie zacząć od Eweliny Adamskiej-Porczyk w roli królowej opioidów. Jej postać to połączenie magnetyzmu i tragizmu. Adamska-Porczyk porusza się po scenie z niemal surrealistyczną precyzją – każdy gest, spojrzenie czy milczenie stają się narzędziem opowiadania historii. W scenach pantomimicznych, gdzie słowa ustępują miejsca ciału, pokazuje pełnię swojego kunsztu. To aktorka, która nie gra – ona istnieje na scenie, a jej rola długo pozostaje w pamięci. Również jako choreografka zasługuje na uznanie: grupowe układy są dopracowane i świetnie współgrają z całą opowiadaną na scenie historią. To postać, która kradnie show.
Mam ochotę pójść na "Na prochach" jeszcze raz tylko po to, aby cały czas się wpatrywać w Ewelinę Adamską-Porczyk i na koniec wręczyć jej ogromny bukiet kwiatów. Wspaniała rola!

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Przemysław Jendroska
Warto wspomnieć również o Michale Juraszku jako Oliverze Harrisie – dociekliwym dziennikarzu, który dzięki czarnej bomberce (chyba jedynemu elementowi kostiumu wyróżniającemu się z morza różu) staje się symbolem buntu przeciwko systemowi. Jest w swojej grze bardzo dynamiczny i konkretny. Agnieszka Rose w roli prokurator Evelyn Morgan buduje swoją postać stopniowo, a jej przemiana od chłodnej urzędniczki do osoby uwikłanej w sieć korporacyjnych kłamstw mogłaby być jednym z ciekawszych wątków. Niestety to zostało potraktowane nieco pobieżnie. Chętnie widziałabym wersję dłuższą z bardziej rozbudowanym wątkiem pani prokurator.
Cieszy mnie to, że reżyser postawił na spektakl nieprzerywany. Niespełna dwie godziny mijają bardzo szybko, a fakt, że widz pozostaje w transie i nie jest z niego wybudzany, pozytywnie wpływa na siłę oddziaływania tego, co widzi na scenie. Zdarzają się spektakle, gdzie czuję, że wchodzę w atmosferę, w pełni skupiam się na akcji i nagle... światło w oczy i kurtyna opada, a ja zmuszona jestem czekać 15 minut na powrót do teatralnego świata. Mocno mnie to wybija z klimatu. Sądzę, że dwie godziny z hakiem to taka długość, którą spokojnie można wytrzymać bez rozprostowania nóg, czy wizyty w toalecie.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Przemysław Jendroska
Kostiumy w odcieniach różu to nie tylko estetyczny wybór, ale też metafora. Kolor kojarzący się z dziecięcą niewinnością, słodkością i infantylnością kontrastuje z mroczną prawdą o rodzinie Barkerów, która w imię zysku niszczy życie milionów. Widziałabym tu jednak trochę większe zróżnicowanie w kolorach postaci, które w jakiś sposób stają po przeciwnej stronie barykady i chcą walczyć z rodziną Barkerów – tak jak początkowo ekipa prokurator Evelyn Morgan. Może ich stroje na początku byłyby utrzymane w bardziej neutralnych barwach, np. w bieli, a dopiero z każdą kolejną sceną, gdy zmieniają swoje nastawienie, w ich ubiorze pojawiałyby się różowe akcenty – marynarka, krawat czy buty – symbolizujące ich stopniowe wtapianie się w świat, w którym od dawna funkcjonuje rodzina Barkerów. To jednak moje subiektywne odczucie, bo po prostu nie do końca rozumiem koncepcję ubierania wszystkich aktorów w róż. Przyczepiłabym się również do butów Megan Queen, bo z królową średnio te adidasy mi się komponowały.
Choć muzyka stanowi ważny element spektaklu (zwłaszcza jako podkład dla choreografii), nie wszystkie sceny śpiewane mnie przekonują. Maciej Maciejewski jako Robert Barker aktorsko buduje postać przekonująco, ale w moim odczuciu jego wokalnym partiom brakuje energii, która porwałaby widownię. Moim ulubieńcem natomiast stał się szybko Adam Barker (Piotr Siejka), którego charakteryzacja to istne złoto. Cała kreacja tej postaci jest wyśmienita. Pozostali aktorzy w swoje role wchodzą również bardzo dobrze. Moją uwagę przykuła choćby Anna Terpiłowska grająca jedyną kobietę w zarządzie firmy. Teatr Syrena ma po prostu świetną ekipę i wie, jak ją dobrze obsadzić i wykorzystać w swoich sztukach. I to później procentuje.

źródło: mat. Teatru Syrena, fot. Przemysław Jendroska
Sam pomysł na opowiedzenie historii przez pryzmat programu rozrywkowego jest ciekawy, ale finalnie nie do końca spójny. Początkowe sceny, gdzie aktorzy nawiązują swoim zachowaniem do uczestników show, wprowadzają ironiczny dystans, ale później ten wątek zanika, pozostawiając wrażenie niedopowiedzenia. Nie skupiałam się jednak na samym show, ale bardziej na ukazanym problemie i historii rodziny Barkerów. A to zrobione jest bardzo dobrze. Cały scenariusz, jak i pomysł na taką sztukę jest szalenie dobry. Trudny temat przedstawione w ciekawy sposób i sprawiający, że nikt nie czuje się obojętnym na to, co widzi na scenie. Sztuka, która wzbudza duże emocje i te emocje są jej największym celem i zarazem atutem.
„Na prochach” to nie tylko opowieść o chciwości koncernów farmaceutycznych. To również pytanie o naszą bezrefleksyjność w świecie, gdzie tabletka staje się odpowiedzią na wszystko. Teatr Syrena udowadnia, że trudne tematy można przedstawiać bez patosu, łącząc mocny przekaz z artystyczną finezją. Mimo drobnych uwag, to spektakl bardzo dobry, ważny, wartościowy – i właśnie dlatego wart zobaczenia. Jest to teatralny powiew świeżości ukryty w tak trudnej sztuce. Warto do Syreny się wybrać, aby poznać historię Barkerów i podziwiać Ewelinę Adamską-Porczyk.
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Na prochach Teatr Syrena recenzja, dramat, musical, teatr muzyczny, spektakl muzyczny, rodzina Sacklerów, rodzina Barkerów, Ewelina Adamska-Porczyk, recenzja, teatr, spektakl, opinia, ocena, opinie, czy warto, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, dramat warszawa, strona o teatrze, blog o teatrze, recenzje teatralne, krytyk teatralny Warszawa
Comments