"Na rauszu" - Teatr Polonia o piciu w imię nauki [recenzja]
- KulturoNIEznawczyni
- 12 mar
- 4 minut(y) czytania
Jeśli wahacie się właśnie nad pójściem do teatru na spektakl, którego fabułę już znacie z dużego ekranu, to właśnie przychodzę Wam z pomocą. Dzisiaj kilka słów o spektaklu, którego scenariusz bazuje na bardzo udanym filmie o takim samym tytule. "Na rauszu", bo o tym filmie mowa, może się poszczycić bardzo dobrą oceną na najpopularnijeszym polskim serwisie filmowym. 7 i pół na 10 przy ponad 84 tysiącach ocen to wynik nieprzeciętny. A jaką notę otrzymałby ode mnie spektakl Teatru Polonia?
Teatr Polonia podjął się niełatwego zadania – przeniesienia na scenę kultowego filmu „Na rauszu”, który w 2020 roku podbił serca widzów na całym świecie. Odpowiem najpierw na pytanie, które na pewno wszystkich nurtuje: czy teatralna adaptacja okazała się równie udana? Zdecydowanie tak! Spektakl nie tylko oddaje klimat filmowego oryginału, ale też wprowadza sprytne rozwiązania sceniczne, które czynią go wyjątkowym, spójnym w odbiorze doświadczeniem teatralnym.

Jeśli wciąż nie widzieliście duńskiego filmu "Na rauszu" (w oryginale "Druk"), to... jeszcze lepiej. Startowałam z takiej samej pozycji i sprawdziłam najpierw spektakl, a dopiero po nim obejrzałam film. Zdecydowanie nie lubię oglądać sztuk teatralnych, gdy znam ich zakończenie. Z tego względu po film sięgnęłam dopiero na drugi dzień, czyli już po wizycie w Teatrze Polonia. Jeśli nie oglądaliście filmu, to nie ma sensu nadrabiać go przed spektaklem. Obiecuję Wam, że niczego przez to nie stracicie w odbiorze, a oglądać sztukę będzie Wam się jeszcze lepiej. Dla tych, którzy nie znają fabuły "Na rauszu" podrzucam szybkie streszczenie zarówno sztuki, jak i filmu.
O czym jest "Na rauszu"?
„Na rauszu” opowiada o czterech nauczycielach z liceum, którzy postanawiają przeprowadzić nietypowy eksperyment inspirowany teorią norweskiego psychiatry Finna Skårderuda. Według jego hipotezy człowiek rodzi się z niedoborem 0,05% alkoholu we krwi, a jego uzupełnienie może poprawiać kreatywność, pewność siebie i ogólną jakość życia.
Początkowo eksperyment przynosi pozytywne rezultaty – bohaterowie stają się bardziej otwarci, lepiej dogadują się z uczniami i rodzinami, a ich życie nabiera barw. Jednak z czasem zaczynają przekraczać granice, co prowadzi do poważnych konsekwencji. Film balansuje między komedią a dramatem, poruszając tematy kryzysu wieku średniego, wpływu alkoholu na życie codzienne oraz poszukiwania sensu i radości w rutynie dorosłości.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Zarówno film, jak i spektakl „Na rauszu” opowiadają tę samą historię, ale różnice w środkach wyrazu sprawiają, że odbiór każdej z wersji jest inny. Teatralna adaptacja jest niezwykle wierna filmowi – wiele dialogów zostało przeniesionych niemal słowo w słowo, a spójność muzyki dodatkowo podkreśla związek między obiema wersjami. Twórcy spektaklu sprytnie poradzili sobie z ograniczeniami sceny, redukując liczbę lokacji – np. urodziny bohatera odbywają się w jego mieszkaniu zamiast w restauracji, a kontakty z rodziną zostały uproszczone do rozmów telefonicznych. Dzięki temu przedstawienie zachowuje przejrzystość i dynamikę, nie tracąc przy tym najważniejszych elementów fabularnych. Jest to bardzo dobrze przemyślane i świetnie przedstawione. Duże brawa za takie wybrnięcie z mnogości miejsc i scen znanych z filmu.
Największa różnica tkwi jednak w wydźwięku końcowym. W filmie, moim zdaniem, znacznie mocniej zaakcentowano negatywne konsekwencje eksperymentu z alkoholem – bohaterowie stopniowo staczają się, co pokazują dramatyczne sceny w ich domach i w szkole. W spektaklu te wątki są mniej intensywne, przez co widzowie wychodzą z teatru raczej z uśmiechem niż refleksją nad ryzykiem nadużywania alkoholu. Co ciekawe, oglądanie najpierw filmu, a potem spektaklu sprawia, że przedstawienie wydaje się mniej elektryzujące – i odwrotnie, gdy najpierw zobaczy się spektakl, film traci część swojej siły oddziaływania, bo historia jest już znana. Dlatego najlepszym rozwiązaniem wydaje się rozpoczęcie od teatralnej wersji, a dopiero później sięgnięcie po film, jeśli ktoś chce zobaczyć pełniejszy obraz tej opowieści.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Co czyni ten spektakl tak udanym? Wiemy już, że świetny jest scenariusz, który bardzo dobrze został dostosowany na potrzeby sceny teatralnej. Najmocniejszym punktem sztuki są jednak czterej panowie: Marcin Hycnar, Adam Krawczuk, Marcin Perchuć oraz Maciej Wierzbicki. Obsada zasługuje na najwyższe uznanie – cała czwórka aktorów wypadła fenomenalnie, a każdy z osobna doskonale odnalazł się w swojej roli. Trudno wyróżnić kogokolwiek, bo całość była perfekcyjnie zgrana, a ich dynamika na scenie sprawiała, że spektakl oglądało się z zapartym tchem. Dialogi płynęły jak alkohol – swobodnie, naturalnie, pełne energii i emocji.
W spektaklu nie zabrakło również humorystycznych akcentów – zamiana okularnika na „Harry’ego Pottera” była bardzo trafnym pomysłem, a angażowanie widza do zagrania tej roli i podanie mu wody to świetny sposób na przełamanie bariery między sceną a publicznością.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Choć temat eksperymentowania z alkoholem w codziennym życiu jest poważny, spektakl pozostawia widza w zaskakująco dobrym nastroju. Po wyjściu z teatru częściej można usłyszeć pytania „To kiedy pijemy?” niż refleksję nad skutkami picia. W filmie znacznie mocniej ukazano destrukcyjny wpływ alkoholu na życie bohaterów – w teatrze ten aspekt został złagodzony. I to jest chyba moje największe zastrzeżenie do tego spektaklu. Widz wychodzi z niego w zbyt dobrym nastroju. Brakło mi w tym przypadku zakończenia, które zapadłoby w pamięć i zbudowało większą dramaturgię. Ktoś powie, że przecież dramatów na koniec nie brakuje, ale co z tego, jeśli chwilę później gdzieś to wszystko umyka.
Jeśli ktoś liczy na głęboką analizę problemu alkoholizmu, może poczuć niedosyt. Ale jeśli chce obejrzeć świetnie zagrany spektakl, który w inteligentny i błyskotliwy sposób podejmuje ten temat, to „Na rauszu” w Teatrze Polonia będzie doskonałym wyborem.

źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Podsumowując, czy warto zobaczyć "Na rauszu"? Zdecydowanie tak! Jeśli nie widzieliście jeszcze filmu, lepiej nie nadrabiajcie go przed wizytą w teatrze – dzięki temu spektakl będzie bardziej elektryzujący. A jeśli już znacie oryginał, nadal warto zobaczyć, jak udało się przenieść tę historię na teatralne deski. Doskonała gra aktorska, świetnie poprowadzona inscenizacja i dynamiczne dialogi sprawiają, że „Na rauszu” w Teatrze Polonia to spektakl, który warto dodać do swojej listy teatralnych must-see.
KulturoNIEznawczyni
Podoba Ci się moja twórczość?
Zobacz, jak możesz wesprzeć moją stronę!
tagi: Na rauszu Teatr Polonia recenzja, Na rauszu Teatr Polonia dramat komedia spektakle 2025, najlepsze spektakle 2025, spektakl na podstawie filmu, recenzja, spektakle Warszawa, teatr Warszawa, sztuki w Warszawie, spektakle teatralne 2025, recenzje spektakli teatralnych, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, blog o teatrze, strona o teatrze
Comments