Błagam o więcej thrillerów i horrorów w teatrach! Chcę więcej dreszczowców, spektakli podsyconych strachem, występów, podczas których dłonie się pocą. Dopiero wizyta w Teatrze Polonia na spektaklu „2:22 (Historia o duchach)” uświadomiła mi, że ten rodzaj sztuki został odsunięty na boczny tor – może pozostawiony dla twórców filmów i seriali. Ale nie trzeba bać się wystawiania sztuk mających wywołać w widzu lęk, strach i zaciekawienie. Jak widać, da się to zrobić dobrze, czym może pochwalić się Teatr Polonia
„2:22 – Historia o duchach” to angielski thriller autorstwa Danny'ego Robinsa, który odniósł sukces na londyńskim West Endzie. Fabuła koncentruje się na Jenny i jej mężu Samie, którzy wprowadzają się do nowego-starego domu. Jenny jest przekonana, że w domu są duchy, ponieważ od kilku dni dokładnie o godzinie 2:22 słyszy tajemnicze kroki i odgłosy. Zjawiska, które przerażają kobietę, mają dziać się w pokoju ich córki. Sam, racjonalista i sceptyk, odrzuca jej obawy, podchodząc do nich z powątpiewaniem. Jako człowiek nauki nie potrafi przyjąć, że w jego domu mogą dziać się zjawiska paranormalne.
Para zaprasza na kolację znajomych – Lauren i Bena – i podczas wspólnej nocy postanawiają czekać do godziny 2:22, aby zobaczyć, co się wydarzy. W trakcie długiego, wieczornego spotkania dochodzi do licznych wymian zdań, rozmów o życiu, relacjach, podejściu do tematów paranormalnych. Sztuka umiejętnie łączy elementy horroru z psychologicznym napięciem, a widzowie są trzymani w niepewności aż do samego końca. Aż do 2:22.
źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
W pierwszym akcie poznajemy czwórkę bohaterów. Dowiadujemy się kim są dla siebie, jakie relacje ich łączą i jakie postawy prezentują. Dialogi może są nieco zbyt długie. Niekiedy do niczego nie prowadzą, ale mam świadomość, że atmosferę jakoś trzeba zbudować. Czwórka bohaterów spędza czas przy alkoholu, co jest pierwszą rzeczą, która może się gryźć w sytuacji, gdy decydujemy się na nocne czuwanie w celu łapania duchów. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu sceptycznego Sama, przerażoną wydarzeniami, które dzieją się codziennie w nocy Jenny, zafascynowanego światem duchów Bena oraz towarzyszącą mu przyjaciółkę rodziny Lauren można się zastanawiać, czy alkohol będzie dobrym wyborem na taką noc. Czy przypadkiem nawet "złapanie" ducha za rękę nie będzie łatwe do podważenia kolejnego dnia, gdy bohaterowie zaczną trzeźwieć? Czy nie będzie problemu z odróżnieniem własnych wymysłów od tego, co widzieli na własne oczy? Czy nie dadzą argumentów Samowi, który nie wierzy w to, że w jego domu może przebywać istota pozaziemska?
To moje logiczne podejście do tej historii. Zaznaczam jednak, że nigdy nie byłam uczestnikiem w nocnym polowaniu na duchu w londyńskim domu, więc nie mam w tej dziedzinie wielkiego doświadczenia. Może gdyby doszło do takiej sytuacji to też nie byłabym w stanie oczekiwać na paranormalne wydarzenia bez kilku kieliszków mocniejszego trunku.
źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Scena Teatru Polonia za sprawą klimatycznej i dobrze wykonanej scenografii zamieniła się we wnętrze podlondyńskiego domu. Na pierwszy rzut oka nie miałam zastrzeżeń do tego elementu sztuki. Z czasem zaczęły mi przeszkadzać czerwone hokery, które gryzły się ze starymi meblami. Były jedynym bardziej nowoczesnym elementem wyposażenia domu mimo że Jenny i Sam mieli zrobić w swoim gniazdku wielki remont, o czym wielokrotnie wspominają. Nad scenografią bym się więc nieco zastanowiła. Mamy wielkie, przeszklone drzwi balkonowe, również szklane drzwi prowadzące do przedpokoju ze schodami, ale pozostała część mieszkania nie wygląda na odświeżoną. Klimat starego domu na pewno zdecydowanie lepiej pasuje do tematyki sztuki, więc może lepiej, że ten remont nie został jednak przeprowadzony.
źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Siłą tego spektaklu jest atmosfera, która budowana jest od pierwszej sceny. Nie byłoby klimatu grozy gdyby nie światło, dźwięk, muzyka i efekty specjalne. Bardzo przypadły mi do gustu szczególnie odgłosy burzy. Grzmoty, pioruny, błyskawice. To elementy, które w każdym dreszczowcu się pojawiają, a w Teatrze Polonia były bardzo realne. Sceny nadprzyrodzone wypadły fantastycznie! Wszystko zagrało tak jak powinno. Odpowiednio dobrana muzyka potęguje emocje i tu również tak było. Zgodziłabym się nawet na nieco większy strach, bo głównie byłam zaciekawiona, a przydałaby się dodatkowa doza lęku.
Jeśli miałabym coś zmodyfikować to na pewno ruszyłabym zegar, który jest ważnym punktem przedstawienia. Rusza się w trakcie spektaklu kilkukrotnie informując o upływie czasu. W trakcie scen wolałabym, żeby też się ruszał. Wolno bo wolno, ale żebyśmy czuli, że ten czas też idzie ciągle do przodu i cały czas zbliżamy się do 2:22.
źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
Wspomniałam o scenografii, o efektach specjalnych, a przecież na scenie pierwsze skrzypce grają aktorzy. Tym razem na deskach teatru pojawiło się pięciu artystów: Maria Sobocińska, Agata Turkot, Wojciech Rotowski, Michał Sitarski, Krzysztof Szczepaniak. Na szczególne wyróżnienie zasługuje ostatni z wymienionych. Krzysztofa Szczepaniaka widziałam już w energetycznym spektaklu "Kinky Boots" w Teatrze Dramatycznym. Tam wcielając się w postać barwnej drag queen był fenomenalny, ale w przypadku męskiej, pewnie prostszej roli wypadł równie świetnie. Przykuwał najmocniej moją uwagę. Był pewny, konkretny, mocno stąpał po ziemi i czuć było, że doskonale odnajduje się w swojej roli. Pozostali aktorzy w żaden sposób nie odstawali, ale to Krzysztof Szczepaniak błyszczał według mnie najmocniej.
źródło: mat. Teatru Polonia, fot. Robert Jaworski
O 01:15 zaczyna się dziać! Po przerwie otrzymujemy kawał dobrego dreszczowca, co sprawia, że w niepamięć puszczam nieco przydługie dialogi z pierwszego aktu. Ostatnia scena wbija w fotel i tu zaznaczę, że jeśli nie znacie tej historii, to nie psujcie sobie wyjścia do teatru i nie czytajcie zakończenia. Finał jest wyśmienity, wyborny, doskonały i nie powiem nic więcej. To taki spektakl, który warto zobaczyć na własne oczy. Nawet jeśli nie przepadacie za tego typu klimatem w filmach czy serialach, to w teatrze jest zupełnie inaczej. Ja poproszę więcej klimatu grozy na teatralnych scenach, bo ta sztuka zdecydowanie rozbudziła we mnie taką potrzebę.
KulturoNIEznawczyni
tagi: 2:22 Historia o duchach Teatr Polonia recenzja, Szczepaniak, Polonia, Krystyna Janda, teatr Krystyny Jandy, teatry Warszawa, opis, streszczenie, o czym jest, czy warto pójść, fabuła, ocena, opinie, recenzje, recenzja, krytyka teatralna, krytyk teatralny, na co do teatru, polecane spektakle 2024, najlepsze spektakle w Warszawie, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, strona o teatrze, strona o operze, polskie spektakle teatralne
Ha, ha... ja chyba muszę przestać czytać Twoje recenzje. "Mistrz i Małgorzata" w Buffo, "Kinky boots" i "2:22" miałam sobie darować, bo przecież jestem z łódzkiego. Po przeczytaniu Twoich recenzji na dwa pierwsze przedstawienia już mam bilety, a na to muszę kupić. :-)
Z klimatów dreszczowców polecam "Wrócę przed północą" w Teatrze Kwadrat i koniecznie, żeby był w obsadzie Marek Siudym. Rewelacyjna sztuka.