Są spektakle, na które idę z zupełnego przypadku, są też takie, kiedy motywacją do obejrzenia sztuki jest obsada. W moim przypadku najcześciej chodzi o konkretnego aktora czy aktorkę. Bywają też jednak i takie sytuacje, kiedy idę za słowem polecenia i tak właśnie było tym razem. "Pozytywni" to sztuka, którą zachwalali moi rodzice, więc tu przesyłam buziaki i zaczynamy weryfikację, czy gust w rodzinie mamy podobny.
Garnizon Sztuki ostatnio często pojawia się na mojej liście weekendowych planów. Trzeba przyznać, że nazwiska występujących w tym teatrze aktorów robią wrażenie i skutecznie przyciągają widzów na spektakle przy Konopnickiej. W "Pozytywnych" mamy czwórkę bohaterów Ewę, Annę, Jana i Michała. Ewa (Grażyna Wolszczak) to uznana terapeutka, do której na sesję grupową przychodzi trójka pacjentów. Pierwszym z nich jest Michał (Łukasz Simlat) - homoseksualny rolnik spod Mławy. Jan (Janusz Chabior) to mąż i ojciec dwójki dzieci, który nie odnajduje się w swojej skórze. Już jakiś czas temu zdał sobie sprawę, że czuje się kobietą. Ostatnią z uczestniczek sesji jest arystokratka Anna (Agata Wątróbska), która dowiaduje się o swoich niearystokratycznych korzeniach.
I co teraz? Jako widzowie jesteśmy świadkami wielu dialogów, dzięki którym lepiej poznajemy naszych bohaterów. Na czoło, dzieki swoim charakterom i wspaniałej grze aktorskiej, wychodzą panowie Simlat i Chabior. Od początku do końca to ich postaci grają pierwsze skrzypce. Są charakterystyczni, wielobarwni, nieoczywiści. Zatrzymamy się na moment na tej nieoczywistości, która bardzo przypadła mi do gustu. Zapewne wielu z Was niejednokrotnie widziało na scenie, przy okazji spektakli teatralnych czy kabaretowych skeczy, postać geja. Jest to w moim odczuciu zawsze najbardziej przerysowana postać, jaką tylko można sobie wyobrazić. Strój, ruchy ciała, zachowanie. Zazwyczaj, kiedy tylko taki mężczyzna wchodzi na deski teatru, nie mamy wątpliwości o jego orientacji seksualnej. Przykład takiej postaci, która mnie strasznie odpychała, znalazłam kilka miesięcy temu w sztuce "Szalone nożyczki".
Tu było zdecydowanie inaczej. Poznajemy Michała, który zachowuje się dośc standardowo, nie wyróżnia się swoim wyglądem, jego strój, ani zachowanie nie krzyczą, że jest homoseksualistą. Podobnie jest z postacią graną przez Janusza Chabiora. Przykładny mąż i ojciec, który na terapię trafił, aby móc zrozumieć, kim naprawdę jest. Poznajemy go na etapie, gdy otwarcie mówi o tym, że jest kobietą. Mamy tu zderzenie tego, jakiego go widzimy, z tym, kim faktycznie jest. Ponownie, strój ani zachowanie nie wychodzi przed szereg. Jest to o tyle istotne, że Janusz Chabior to aktor z tych, których umieszcza się często w filmach jako typa spod ciemnej gwiazdy. Widzimy więc wysokiego, dobrze zbudowanego, męskiego mężczyznę, do którego terapeutka zwraca się w formie żeńskiej.
Tłem dla Jana i Michała są towarzyszące na scenie panie. Wątek Anny mógłby dla mnie nie istnieć. Przy ogromnej charyzmie dwóch wcześniej wymienionych postaci, arystokratka grana przez Agatę Wątróbską nie ma zbyt wiele scen, w których mogłaby się wykazać, a sama jej historia nie porywa. Aby móc mówić o trzeciej solidnej postaci, trzeba byłoby znacznie ubarwić jej historię i uwypuklić problem, który w odczuciu Anny wcale nie musi być mniej istotny niż te, z którymi mierzą się Michał i Jan. Terapeutka Ewa to za to postać, która na naszych oczach bardzo się zmienia. Na początek spokojna i wyważona. W gąszczu emocji i wydarzeń, które ujrzały światło dzienne, przeistacza się w jedną z postaci, która podobnie jak jej klienci potrzebuje szczerej rozmowy, wsparcia i zrozumienia. W pewnym momencie role się odwracają i teraz to pacjenci Ewy próbują stanąć na wysokości zadania, aby pomóc swojej terapeutce. Doskonale to pokazuje nam, że pod pozytywną maską każdy może skrywać swoje problemy. Często tego nie zauważamy skupiając się na swoich bolączkach.
Mimo że sztuka obfituje w trudne tematy to dialogi są tak poprowadzone, że co trochę cała widownia wybuchała śmiechem. Pozdrawiam w tym momencie Natalię, która po wyjściu z teatru określiła, że od śmiania się boli ją twarz. Że niby to przez budowę mięśni, dołeczków, czy coś. Ale przede wszystkim przez to, co działo się na scenie. Po prostu nie dało się utrzymać powagi na twarzy.
Finałowa scena z przebranymi postaciami nie była może dla mnie wielce sptakularna. Oczywiście wrażenie robi Janusz Chabior z torebką, w peruce, ubrany w spódnicę podkreślającą jego długie nogi. Na pewno ta scena sprawdza się idealnie pod fotografie prasowe, ale dla mnie zdecydowanie lepszą częścią spektaklu jest jej pierwsza, bardziej standardowa połowa.
Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego warto wybrać się na "Pozytywnych" do Garnizonu Sztuki, odpowiedziałabym, że powodów jest kilka. Simlat i Chabior to duet idealny i dla tych dwóch panów po prostu warto. Szczególnie, gdy jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć tych aktorów na deskach teatru. Te nazwiska w obsadzie jakiegokolwiek spektaklu to gwarancja najwyższej jakości. Trzeba podkreślić warsztat aktorski, który jest powalający zarówno w scenach poważnych, refleksyjnych, jak i tych komediowych. Kolejnym z powodów jest niebanalność i głębia przekazu. Jeśli skupimy się na tym, co przekazuje ta sztuka, możemy zauważyć, że poza wesołością i wybuchami śmiechu, mamy kawał trudnej historii. Każda z postaci dźwiga swoje brzemie, zmaga się z trudnościami i brakiem akceptacji. Homoseksualista spod Mławy chce być akceptowany, a z drugiej strony nie rozumie transeksualności Jana. To dobre wyjście do rozmowy na temat odmienności, mniejszości, chęci akceptacji i zrozumienia, w momencie, gdy nasza mniejszość wydaje się nam często "normalniejsza" niż odmienność kogoś innego. Pragniemy akceptacji, gdy sami nie potrafimy zrozumieć drugiego człowieka.
źródło: mat. prasowe Garnizonu Sztuki
"Pozytywni" to kolejny solidny tytuł w "Garnizonie Sztuki". Cieszy mnie to bardzo, bo teatr ten rośnie w moich oczach. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać relacji z "Niepamięci", link poniżej. To inny spektakl z tych, które są warte polecenia.
Pamiętajmy, że życie nie jest takie kolorowe, dlatego już teraz zdradzę, że w międzyczasie ponownie wybrałam się do Garnizonu Sztuki na inną sztukę. Tym razem zachwytów nie było. Niebawem artykuł, w którym trochę sobie pokrytykujemy, żeby nie było tutaj zbyt nudno!
KulturoNIEznawczyni
tagi: garnizon sztuki, Garnizon Sztuki, teatr Grażyny Wolszczak, teatr draatyczny, sztuka, spektakl, Warszawa, opinie, opinia, relacja, recenzja, kulturoznawczyni, kulturonieznawczyni, Pozytywni, "Pozytywni" Simlat, Bołądź, Chabior, Wątróbska, Wolszczak
Gra aktorów bardzo dobra, ale sama sztuka mnie nie porwała, jednak w moim odczuciu mocno trywializując temat. Niektóre sceny i dialogi "na siłę". Może nie mój rodzaj humoru...