Miesiąc później, rok później, późna noc, wieczór. Bliżej, dalej, później, wcześniej. Szukam w nim sensu, ale wciąż go nie zauważam. Każdy z każdym, w każdym, o każdym. Nie bójmy się powiedzieć: nie rozumiem, nie trafia do mnie, nie czuję tego, nie widzę w nim sensu, nie podoba mi się. Dzisiaj wchodzę w buty szczerego krytyka. Pokrytykujemy sobie i to nie tylko dla sportu. Ale pamiętajcie, cokolwiek by się nie działo, ja wciąż uwielbiam Teatr 6. Piętro! Tego nic nie zmieni.
Słowem wstępu. Mamy tu dwie pary, a raczej czwórkę bohaterów, bo parami to zmieniać się będą kilkukrotnie. Początkowo jednak Dany i Alice (Mateusz Damięcki i Pola Gonciarz) oraz Larry i Ann (Michał Żebrowski i Aleksandra Popławska). Tak się ich losy gdzieś gmatwają, że wszyscy w jakimś momencie życia się poznają. Jedni bliżej, inni bliżej. Niektórzy na żywo, niektórzy przez internet. Coś ich łączy, ale niekoniecznie na długo. Raz się zakochują, później odkochują, żeby to znowu przypomnieć sobie o uczuciach, ale w międzyczasie się zdradzili, ale nie chcieli, a jednak chcieli, ale jednak bardziej chcą zrobić sesję zdjęciową, a później ktoś musi odebrać zdjęcia, a jeszcze w międzyczasie sexchat i też wizyta w Oceanarium, ale też trzeba wyjechać. A nie na ciebie czekałam, a jednak tak, teraz tak, teraz już nie. I tak to życie mija.
Plejada gwiazd, a dla mnie szczególnie interesujący i wyczekiwany, w końcu zobaczony na żywo Michał Żebrowski. W jego towarzystwie Pola Gonciarz, Aleksandra Popławska i Mateusz Damięcki. Przy takiej ekipie ostatnie, czego mogłabym się obawiać to poziom aktorstwa. A jednak. Nie mogę tego pominąć, bo było miejscami naprawdę miernie. Pola Gonciarz była wyśmienita w scenach, gdzie grała bardziej ciałem. Nazwijmy te sceny gimnastycznymi. Jej elastyczność, gibkość ciała jest niesamowita i robi ogromne wrażenie. W moim odczuciu jednak Pola nie udźwignęła pozostałych scen. Była sztuczna w trudnych emocjonalnie momentach. Jako pozytywna, uśmiechnięta postać była w porządku, w pozostałych zupełnie mnie nie przekonywała. Na plus głos, gdyż Gonciarz jest obdarowana bardzo ciekawą barwą i tego nikt jej nie zabierze.
zdjęcie: Paulina Pander, teatr6pietro.pl/spektakle/blizej
Również sztuczny wydawał mi się Michał Żebrowski. W dziwnych momentach zmieniał głos na donośny, bardziej basowy, choć nie czułam w tym większego sensu, patrząc na to, co dzieje się w danej chwili na scenie. W drugiej części było pod tym kątem lepiej i mimo wszystko to on plasuje się u mnie jako numer dwa, czyli od razu po Mateuszu Damięckim. Gra aktorska panów była znacznie lepsza niż grających u ich boku, tego dnia koleżanek. O Poli Gonciarz już wspomniałam, więc czas na kilka słów o Aleksandrze Popławskiej. Tu moje zdziwienie ponownie było ogromne, bo Aleksandrę Popławską widziałam choćby w wyśmienitej sztuce "Niezwyciężony", gdzie była idealnie w roli. Nie miałam tam zastrzeżeń. Była naturalna, szczera, w punkt. Tutaj wręcz przeciwnie. Dialogi między Alice i Ann to najgorszy punkt programu - drętwo, sztucznie, sztywno, nienaturalnie. Nie wiem, co zadziało się z Aleksandrą Popławską, ale jej gry w sztuce "Bliżej" po prostu nie kupuję. Była nie do poznania. Popławskiej w Niezwyciężonym mówię jasne "TAK", tej w "Bliżej" zdecydowane "NIE".
O "Niezwyciężonym" pisałam w samych superlatywach jakiś czas temu, więc dla osłody zachęcam do przeczytania i artykułu, gdzie jestem pluszowym misiem-tulisiem, a nie krytykiem bez serca.
zdjęcie: Paulina Pander, teatr6pietro.pl/spektakle/blizej
Wracając jednak do "Bliżej"; najlepszy z czwórki - Mateusz Damięcki. Najbardziej czuł swoją postać, bardzo z gracją. Teatralny w swoich ruchach, ale do tego nie mogę mieć zastrzeżeń, jeśli jestem w teatrze. Aktorsko ratował, ale biorąc pod uwagę klapę scenariuszową to nawet jego solidna gra tego spektaklu nie mogła uratować. Oczywiście w moim odczuciu. Pamiętacie, że ja się nie znam?
Wydaje mi się, że często w teatrze jeśli czegoś nie rozumiemy to wchodzimy w przeświadczenie, że to jest właśnie ta kultura w y ż s z a, więc nie ma co jej krytykować, bo pewnie to było tak głębokie, że tego ja - marny widz - nie zrozumiałem, więc wstydem byłoby przyznanie się do jakiejś niewiedzy, niezrozumienia. Owszem, poczucie takie miewam choćby na sztukach Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze. To są jednak sztuki, które wymagają konkretnego przygotowania, przeczytania licznych utworów, czy to antycznych, czy poświęconych historii Żydów. Tam tych nawiązań, przeplatań jest mnóstwo i kiedy idzie się bez wiedzy to można wyjść z przekonaniem, że nie miało to sensu. Kiedy zaś poświęci się nieco dłuższą chwilę na przyswojenie najważniejszych utworów, na których bazuje reżyser, nagle okazuje się, że to ma wszystko ręce i nogi i kawał bogatego wnętrza. I ja to rozumiem. Tu myślę, że zrozumiałam wszystko co było przedstawione. Ale po prostu mnie to nie chwyta, nie dotyka, nie rajcuje. A co najważniejsze całej historii nie kupuję, bo nie trzyma się tego, co powinno się umieszczać w worku i wyrzucać do kosza, będąc na spacerze z psem.
W przypadku sztuki "Bliżej" scenariusz jest dla mnie nie tyle gwoździem do trumny, co zwyczajnie właśnie tą trumną. Zaznaczę, że jest to sztuka Patricka Marbera, którą wystawia się na całym świecie. Czyli komuś to się na pewno podoba. Dla mnie: dialogi płytkie, motywacje bohaterów irracjonalne, zachowania pozbawione sensu, kojarzenie scen i bohaterów między sobą jak w słabej telenoweli, dramaty tworzone na siłę, historie i uczucia bohaterów zmieniają się jak w kalejdoskopie, a sceny je poprzedzające w żaden sposób nie budują i nie przygotowują na takie zmiany. Końcowa scena już tak na siłę, tak naciągana. Trzeba było w jakiś sposób zakończyć spektakl, więc wymyślono tak, a nie inaczej. Jak wiadomo najłatwiej zakończyć śmiercią.
zdjęcie: Paulina Pander, teatr6pietro.pl/spektakle/blizej
Mój pierwszy komentarz po zakończeniu spektaklu to "ooo eeeesu". Szukając dobrych scen to na pewno sama w sobie scena, gdzie Alice robi za striptizerkę. Scena ciekawa przez świetne wykorzystanie możliwości i wdzięku Poli Gonciarz. Druga natomiast scena warta uwagi to ta, kiedy Ann idzie na rozmowę do restauracji, gdzie ma spotkać się ze swoim byłym - Larrym. Tu wchodzi w końcu pewien artyzm i interesujące przedstawienie dwóch scen na raz. W jednym momencie Ann rozmawia z Larrym, a zaraz przez drzwi wchodzi Dany, któremu opowiada, jak przebiegła rozmowa z byłym partnerem. I tak przez chwilę panowie się wymieniają. Rozszerzyłabym na pewno tę scenę, aby była dłuższym, bardziej znaczącym punktem spektaklu. To jednak było coś dobrego, co z tej sztuki zapamiętałam. I tym pozytywnym akcentem kończymy.
Naprawdę lubię Teatr 6. Piętro.
KulturoNIEznawczyni
tagi: teatr 6. piętro, 6 pietro, kultura, sztuka, teatr, spektakl, bliżej, "Bliżej", Żebrowski, Popławska, Pola Gonciarz, Mateusz Damięcki, obsada, opinia, recenzja, krytyka, o co chodzi. w Bliżej, czy warto
Mam bardzo zbliżone odczucia. Jednak nie skreślałbym scenariusza. Zachowanie bohaterów były irracjonalne, ale ludzie są irracjonalni. Jednak w tym szaleństwie zwykle jest jakaś metoda. Problem w tym, że ani reżyser, ani aktorzy jej nie odnaleźli. I wyszło jak wyszło, czyli bezsensu. Dla mnie bohaterowie sztuki mieli sporo z osobowości histrionicznej.