Ależ miałam dużo uśmiechu na twarzy czytając "Na pełnym morzu" Sławomira Mrożka. Kurcze, to jest taki krótki i nieznany (chyba) szerszej publiczności utwór. A taki jest dobry. Zasługuje na to, więc do dzieła, czytajmy!
Jak to się stało, że trafiłam na ten utwór? Teatr Polski wystawia sztukę "3xMrożek" już w lutym tego roku, a jedną ze sztuk będzie właśnie ta wspomniana. Bilet już mam, więc standardowo zaczęłam swoje małe przygotowania.
Oczywiście poniżej znajdziecie kilka spojlerów, dlatego naprawdę zachęcam do sięgnięcia po ten dwudziestostronicowy utwór. Na pewno jest to lepszy wybór niż kabaret na Polsacie, a tak właściwie porównanie jest zupełnie nietrafione, bo sztuka Mrożka jest świetna bez żadnych porównań czy odniesień.
"Na pełnym morzu" to jednoaktowa sztuka teatralna opowiadająca o trzech rozbitkach dryfujących na tratwie, którzy postanawiają zjeść jednego z nich. I w tym momecnie wszystko się rozpoczyna, bo jak można się domyśleć, żaden z trzech mężczyzn nie chce zgłosić się na ochotnika do spałaszowania. Mamy tutaj trzech bohaterów: Grubego, Średniego i Małego rozbitka. Grubemu dodałabym jeszcze inny przymiotnik, bo gość naprawdę dobrze kombinował. Spryciarz taki, ale to na plus, bo nie można przecież mu jakoś bardzo nawrzucać, bo mowa tu o przetrwaniu i ocaleniu życia. W takiej sytuacji może można więcej. A może nie?
Gruby: Panowie, nie bądźmy dziećmi. Zwracam wam uwagę, że nie możemy wołać wszyscy trzej razem "zjedzmy". W tej sytuacji ktoś z nas musi powiedzieć: "Proszę bardzo. Panowie będą łaskawi się poczęstować".
Bez wątpienia jesteśmy świadkami farsy. Sposoby, które mają pomóc w podjęciu decyzji zawodzą. Głosowanie zostaje sfałszowane, a Gruby kombinuje coraz to nowe opcje wyboru, aż dochodzimy do momentu, w którym niebycie sierotą jest argumentem, żeby zjeść Małego.
Gruby: Nie, drogi panie. To jasne jak dzień. Pan posiada mamusię, panu zawsze było lepiej na świecie, czy nie uważa pan, że już czas spłacić ten moralny dług zaciągnięty przez pana wobec sierot? [...] Tym bardziej, że jak sam pan powiedział, pańska mamusia i tak już pana opłakuje."
Chwilę później dochodzi do kolejnej absurdalnej sytuacji, gdy Mały wybucha radością, gdy z depeszy otrzymanej przez listonosza dowiaduje się o śmierci matki. Sądzi, że to wyrównuje jego szansę i nie typuje go do zjedzenia przez towarzyszy.
W całej tej farsie zabawny również jest Średni rozbitek, który czuje, że znalazł swoje miejsce przy boku Grubego. Wystarczy by nie wyskakiwać przed szereg i stojąc po stronie Grubego dążyć do zjedzenia Małego. W ten sposób ocali swoje życie i naje się by przetrwać. Żeby zachęcić Grubego wspomina na początku, że jest świetnym kucharzem, a dania mięsne to jego specjalność. Na kolejnym etapie proponuje nawet, aby zjeść zarówno Listonosza, jak i Małego. Szczytem tej propozycji jest pomysł, by jednego nadziać drugim.
To ten moment na głębszy oddech dla wszystkich tych, którzy to sobie wyobrazili.
Jeśli brać z kogoś przykład to na pewno z Listonosza. Mężczyzna nie daje się przekupić "nereczkami i kolankiem", które oferuje mu Gruby, jeśli przyzna, że Mały chciał ich oszukać w sprawie śmierci matki. Listonosz odcina się od sytuacji na tratwie i po wykonaniu swojego zadania. w postaci przekazania depeszy Małemu, wyskakuje do wody, by nie uczestniczyć w dalszych rozważaniach.
Listonosz: Nie ma obawy. Jestem uczciwym pocztowcem starej daty, nie można mnie przekupić nereczkami. [...] Nie panie (wskazując kołnierz munduru). Czy widzi pan te dwie skrzyżowane trąbki? Honor tych trąbek cenię ponad wszystko.
Szukając nauki życiowej w tej jednoaktówce warto zatrzymać się na słowach Małego, który zastanawia się, czym tak właściwie jest wolność. I tu chwila namysłu oraz zgrabny cytat, który myślę, że zostanie ze mną na dłużej.
Mały: Wolność to nic nie znaczy. Dopiero prawdziwa wolność to znaczy coś. Dlaczego? Bo jest prawdziwa, a więc lepsza. Wobec tego gdzie szukać prawdziwej wolności? Pomyślmy logicznie. Jeżeli prawdziwa wolność to nie jest to samo, co zwykła wolność, to wobec tego gdzie jest prawdziwa wolność? To jasne. Prawdziwa wolność jest tylko tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności.
A jak się kończy? Tego nie powiem. Dwadzieścia stron to naprawdę niewiele, a każde zdanie tutaj jest warte przeczytania. Chociaż raz. Ja dziękuję, bo Teatr Polski sprawił, że poznałam kolejną wyjątkową sztukę, a już doczekać się nie mogę przeżycia jej w teatrze. Wrażenie z czytania było cudowne, a co dopiero będzie na żywo.
KulturoNIEznawczyni
Comments