top of page

Sabat w samouwielbieniu, ale czy ja to lubię? "Rewia filmowa" w Teatrze Sabat

Teatr Sabat od jakiegoś roku był na mojej krótkiej liście teatrów do koniecznego odwiedzenia. Powodów było kilka. Pierwszy, że uwielbiam klimat musicali, drugi, że nie byłam nigdy na takiej prawdziwej rewii muzycznej, trzeci powód, że to jedyny teatr rewiowy w Polsce, czwarty, że wydawał mi się zawsze miejscem z typu PREMIUM, kolejny powód to oczywiście to, że nigdy w Teatrze Sabat nie byłam, a uwielbiam sprawdzać nowe miejsca na kulturalnej mapie Warszawy.


Tych powodów jeszcze kilka mogłabym wymienić, ale chyba już czujecie, o co chodzi i jak bardzo musiałam wyczekiwać na tę sztukę, gdy już bilety na "Rewię Filmową" wraz z Łukaszem zakupiliśmy. Przyznam na wstępie, że ceny biletów zgadzały się z moim wyobrażeniem prestiżu i ekskluzywności tego miejsca. Za bilety bowiem trzeba zapłacić więcej niż w standardowym teatrze. Teatr Sabat oferuje swoim gościom wejściówki w ramach których można przyjść na kolację przed spektaklem. Taki bilet to koszt rzędu 320-350 złotych. Z racji, że idąc do teatru nie nastawiam się na jedzenie dla ciała, a jedynie na pokarm dla duszy, to postawiłam na bilet bez posiłku. Wstęp wówczas waha się od 150 do 240 złotych.


Teatr Sabat "Rewia filmowa" plakat

Zaczynając od samego przekroczenia progu Teatru Sabat, mogę śmiało stwierdzić, że wejście było w pełni zgodne z moimi oczekiwaniami. Niewielki, ale zgrabny hol, na końcu którego znaleźć można bar. Odzienie wierzchnie zostało przekazane w ręce sympatycznego i niezwykle życzliwego pana, a my skierowaliśmy się w stronę bąbelków. Na barze bowiem czekały już lampki szampana dla gości. Kolejnym krokiem było okazanie biletów. To niezwykle miłe i niecodzienne dla mnie, kiedy na liście nie widniejesz jako numer siedzenia i kwota, lecz weryfikacja przebiega przez sprawdzenie, czy nazwisko osoby kupującej bilet jest na wydrukowanej liście. Po szybkim sprawdzeniu tego elementu zostaliśmy poprowadzeni schodami do góry już na nasze miejsca. Abyśmy czuli się w pełni zaopiekowany, kierunek obraliśmy za panią z obsługi, która poinformowała nas m.in. o tym, aby uważać na progi na widowni. Chwilę później wskazane zostały nasze miejsca, a przy stoliku obsługiwał nas kelner, który ewidentnie wie, o co w tym fachu chodzi. Klasa!


Teatr Sabat wnętrze

źródło: https://www.teatr-sabat.pl/pl/teatr-sabat/galeria


Łyk wina, chwila opóźnienia, ktoś gdzieś jeszcze konsumował posiłek, ktoś zajmował swoje miejsce, ale czułam, że niebawem rozpocznie się niezwykle wyczekiwane przeze mnie show. Scena Teatru Sabat nie należy do największych. Podobnie z widownią. To bardzo kameralne miejsce i odczuwałam, że wiele z zasiadających obok nas widzów doskonale zna to miejsce. Trochę czułam się jak nowa koleżanka dołączająca do klasy, gdzie wszyscy już się znają. Ale nie czułam się jak intruz! Co to, to nie!


Oczekiwania, oczekiwania, oczekiwania. Opóźnienie się przedłużało. Pamięć jest zawodna, ale wydaje mi się, że spektakl zaczął się z około 30-minutowym opóźnieniem. Zanim jednak artyści wyszli na scenę, z głośników wybrzmiała piosenka, której z głowy chyba już nigdy nie wypuszczę. Modyfikacja hitu "YMCA" z tekstem o Teatrze Sabat. Pomysł zadziwiający, ale nóżka chodziła, głowa się kiwała, a to chyba dobry znak. Gdyby to była jedyna piosenka w takim stylu, to dałabym "okejkę". Pozostałe twory i generalnie liczba akcentów z kategorii <ja to nazwę samouwielbieniem> była hmmm niezwykła.


Na pewno cudowna jest ta gościnność, przyjacielska atmosfera w Teatrze Sabat. Dodatkowo właścicielka i pomysłodawczyni, czyli Małgorzata Potocka, która pojawiła się na scenie, nie tylko aby powitać gości, ale również wystąpiła w drobnych wstawkach w trakcie show. To na pewno ogromny plus tego miejsca. Bardzo lubię widzieć na scenie osoby, które nie tylko zarządzają teatrem, ale w pełni żyją jego losami i każdy wieczór jest dla nich okazją do spotkania z widownią. Małgorzata Potocka musi kochać to co robi. Innej opcji po prostu nie widzę. Za stworzenie takiego miejsca i jego pielęgnowanie należą się wielkie, wielkie brawa. Przejdźmy jednak do części głównej. Kurtyna w górę!


Małgorzata Potocka - teatr Sabat

źródło: https://www.teatr-sabat.pl/pl/teatr-sabat/galeria


Tu powinno być to, co najlepsze, najbardziej wyczekiwane, wyszukane, dopieszczone. A właśnie przede wszystkim ten ostatni przymiotnik mi nie pasuje do tego, co zobaczyłam na niewielkiej scenie Teatru Sabat. Idąc na rewię filmową liczyłam przede wszystkim na niezwykle dopracowane show, gdzie każdy krok, każde mrugnięcie, każde poruszenie dłonią będzie idealnie w punkt. To mój największy zawód, bo po prostu w punkt nie było. Miejscami tancerki były dość nierówno, tańce synchroniczne mocno na przymrużenie oka. Gdzieś zdarzyła się pomyłka przy tańcu w parach i wypadnięcie z choreografii.


Myślę, że powodem może być fakt, że w niemal każdej odsłonie pojawiali się ci sami tancerze, a jak można się domyśleć trudno jest być idealnym w tak wielu wystąpieniach. Tym bardziej, że na oddech, odpoczynek nie było czasu. Patrząc na scenę widzimy uśmiechniętych artystów, ale gdy tylko schodzą ze sceny zapewne rozgrywa się walka z czasem, aby przebrać się i przygotować do kolejnego wyjścia które już za kilkanaście/ kilkadziesiąt sekund. Moje wytłumaczenia jednak nie przekonują nawet mnie samej, bo jednak idąc na nietanie show oczekuje się wrażeń z najwyższej półki. W swoim życiu wielokrotnie byłam zachwycona występami tanecznymi i ich jakością. Tutaj takiego wrażenia na pewno nie miałam.


Teatr Sabat - artyści

źródło: https://www.teatr-sabat.pl/pl/teatr-sabat/galeria


Same choreografie i to, co się działo na scenie było ciekawe. Było bardzo dużo piosenek z przeróżnych filmów, które przeplatały się raczej w losowej kolejności. I to na plus, bo była energia i zmiana dynamiki. Głosem żadna z występujących osób mnie nie porwała. W wielu momentach było przyjemnie, czysto. Kilka razy myślę, że piosenka nie była odpowiednio dobrana do głosu i możliwości wykonawcy. Pozytywnym zaskoczeniem było wykonanie piosenki Elvisa Presleya przez Edwina Grelowa. Był to bardzo mocny punkt tego spektaklu. Dodatkowo na wyróżnienie zasługiwało wykonanie jednej z piosenek przez Iwo Orłowskiego. Bardzo energiczny utwór. Niestety nie kojarzyłam filmu, z którego ten numer pochodził, ale był to świetny występ.


Od jakiegoś czasu też jestem mocno wyczulona na detale. Kiedyś tego nie miałam, a teraz jest zupełnie odwrotnie, dlatego takie szczegóły jak różny chwyt kapelusza u tancerek, czy różny typ koszuli u występujących w tym samym czasie na scenie panów jest dla mnie widoczny. (Szczególnie, że siedziałam bardzo blisko sceny.) Jeden z artystów ma koszulę z krytą plisą, drugi z klasycznymi guzikami, inny na scenę wychodzi w świetnej, błyszczącej marynarce, ale zapiętej na wszystkie guziki (drodzy moi, marynarka to nie kurtka). Tutaj moje wspomnienia wróciły do Teatru 6. Piętro, kiedy byłam na przedstawieniu Sinatra 100+ (warto się wybrać). Tam stroje były przecudowne, a każdy z nich leżał idealnie na artyście. Tutaj myślę, że Teatr Sabat ma prostą sprawę, aby takie mankamenty dopieścić.


Teatr Sabat - wykonawcy

źródło: https://www.teatr-sabat.pl/pl/teatr-sabat/galeria


Największe wrażenie i też największe brawa otrzymały tancerki, które wirowały, a może bardziej latały nad sceną - Dominika Krzymowska i Agnieszka Gerlach. Były naprawdę świetne w tym, co pokazywały. Na równi z nimi mogę postawić tancerkę, która towarzyszyła w utworze z filmu "9 i pół tygodnia". Tutaj myślę, że o klasę wyżej niż pozostałe, występujące tego dnia na scenie panie. Była po prostu doskonała w każdym swoim ruchu. Giętkość ciała, poczucie rytmu i wejście w klimat piosenki. Ogromne brawa.


Owacje również otrzymali występujący na scenie pozostali artyści. Kilkukrotnie wymieniani z nazwiska przez gospodynię teatru, która jak widać świetnie zna swoich podopiecznych. Oczywiście największe brawa poszybowały właśnie do Małgorzaty Potockiej. Nie brakło ponownie piosenek o Teatrze Sabat i to już było chyba dla mnie nieco zbyt wiele.


Po zakończonym show wszyscy widzowie zostali zaproszeni do udziału w wieczorze tanecznym. To kolejny bardzo miły akcent i ponowne potwierdzenie, że Teatr Sabat stawia na gościnność i interakcję z widzami. Tańczyć podobno można było również na scenie, ale tego finalnie nie doświadczyłam, bo pora była już późna, a plany na kolejny dzień były znów intensywne. Może jednak następnym razem uda się to nadrobić!


Teatr Sabat wnętrze

źródło: https://www.teatr-sabat.pl/pl/teatr-sabat/galeria


Czy wybiorę się ponownie do tego teatru? Myślę, że tak. Może w kolejnym sezonie postawię na inne show, aby dowiedzieć się, czy kwestia synchronizacji to problem tylko podczas "Rewii Filmowej", czy również w przypadku innych występów. Teatr Sabat to miejsce z klasą, gdzie na każdym kroku będziesz czuć się w pełni zaopiekowanym. Pod tym względem to wyjątkowe miejsce.




KulturoNIEznawczyni



tagi: Teatr Sabat "Rewia filmowa", teatr sabat, teatr rewiowy, teatr Małgorzaty Potockiej, Małgorzata Potocka, rewia, muzyka, recenzja, opinia, ocena, czy warto iść do teatru sabat, choreografia, blog o teatrze, kultura, sztuka, teatr, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page