top of page

Starzy znajomi licytują się na choroby i wymiotują na łóżko. Romantycy w Teatrze Dramatycznym

Śmiech przez łzy to chyba najtrafniejsze, co przychodzi mi na myśl po spektaklu "Romantycy" w Teatrze Dramatycznym. Komedia, komedio-dramat, a może dramat? Pomimo tego że kilkukrotnie publiczność wybuchała śmiechem, to mi do śmiechu tak do końca nie było. Teraz pytanie, jak całą tę sztukę odbierać?


Jeszcze zanim publiczność zajęła swoje miejsca, na scenie pojawiła się Pogorelka (w tej roli Małgorzata Niemirska). Bohaterka krząta się wokół łóżka, czegoś szuka, chwilę później zakłada perukę i ubiera na siebie sukienkę zmieniając zupełnie swój wygląd. Kilka minut później, gdy wybija godzina rozpoczęcia spektaklu, światła gasną, a jedyne lampy skierowane są w kierunku łóżka, które stoi w centralnym punkcie sceny.


kadr ze sztuki "Romantycy" Teatr Dramatyczny

Fotografia ze spektaklu: Piotr Smoliński, https://teatrdramatyczny.pl/romantycy


To właściwie jedyny stały element scenografii podczas tego widowiska. Na deskach małej sceny pojawili się tego dnia jeszcze dwa panowie - Chajczik i Bonbonel. Obaj, podobnie jak Pogorelka, są schorowani, mówią tylko o chorobach i schorzeniach, które ich dopadły. Odliczają do śmierci, przygotowują się do niej, ale też wspominają, a jeden z nich dodatkowo wpatrzony jest w swoją koleżankę i wciąż liczy na coś więcej. Piją alkohol, by chwilę później go zwymiotować. O dziwo, niestety w tym wszystkim są jednak bez wyrazu.


Rozmowy o chorobach i bólu uwypuklają tak dobrze znane rozmowy starszego pokolenia. Nieciekawa monotematyczność, której wielu z nas również się boi. Czego mi tu zabrakło? Myślę że refleksji i konkretnego zakończenia. Mamy tu kilka tematów, które jednak w moim odczuciu nie prowadzą do żadnego sensownego rozwiązania, które dawałoby jasny sygnał, kiedy należy zacząć bić brawa.


kadr ze sztuki "Romantycy" Teatr Dramatyczny, scena na łóżku

Fotografia ze spektaklu: Piotr Smoliński, https://teatrdramatyczny.pl/romantycy


W trakcie spektaklu najszczerszym śmiechem wybuchłam, kiedy na publiczności usłyszałam głos starszej z pań: "Na co Ty mnie do tego teatru zabrałaś?" Pani szybko zreflektowała się, że powiedziała to nieco za głośno, ale przyznam, że nic w tym złego i chętnie bym usłyszała relacje po spektaklu osób ze starszego pokolenia. Odbiór spektaklu mógł być bowiem znacznie różny od mojego. Bawili się gorzej, a może lepiej?


Przy szatni natomiast byliśmy świadkiem rozmowy innych z widzów, którzy wspominali, że kolejnego dnia wybierają się na pogrzeb. To wszystko sprawiało, że czułam, jakby sztuka z gasnącym światłem się nie zakończyła, lecz dalej trwała w najlepsze.


Standardowo powiem, że polecam wybrać się na sztukę, by móc doświadczyć takich emocji i wyrobić swoje zdanie. Moje myśli po tym wydarzeniu były mocno pokręcone, ale również dały mi trochę do myślenia. Trudno zebrać to wszystko razem, ale na szczęście jest też Łukasz, który ponownie chętnie podzielił się swoimi przemyśleniami. Sprawdźmy razem, czy nasze opinie się pokrywają:



Okiem i uchem Łukasza:

Mnie nie śmieszy.


Czytając opis sztuki jeszcze przed jej obejrzeniem wytworzyłem w swojej głowie obraz, że to będzie kolejny spektakl według opartego schematu – najpierw się trochę pośmiejemy, a potem zrobi się poważniej i na końcu aktorzy pożegnają nas z jakimś ciężkim tematem do strawienia.


W moim odczuciu tak jednak nie było, a „Romantycy” od samego początku są poważni. Już od pierwszych scen obserwujemy typowe przypadłości podeszłego wieku – licytacje, kto ma więcej chorób i jakie leki przyjmuje, opowiadanie historii sprzed dziesiątek lat, czy też własne dopowiadanie historii do jednego zasłyszanego wyrazu („Kto przyszedł? Koroner? Jak koroner to musi być z Ameryki, jak z Ameryki to X, jak X to Y, jak Y, to Z” I tak dalej). Nie powiem, bywały fragmenty że uśmiech pojawiał się na twarzy. Ale częściej jednak wpadałem w zadumę, bo spektakl pokazywał to, co będzie nas czekać na starość. A życie staruszka nie zawsze jest wesołe.


Dwie rzeczy szczególnie zapadły mi w pamięć. Pierwsza i ostatnia scena. Jeszcze zanim sztuka się rozpoczyna, przy zgaszonych światłach główna aktorka już przechadza się po scenie w nocnej koszuli. Wygląda po prostu jak stara baba. Wówczas przyodziewa niebieską sukienkę, lampa skierowana jest tylko na nią i ukazuje nam się piękna, zadbana kobieta. Wówczas pomyślałem sobie, że te wszystkie osoby, które widujemy na ulicy i wydają nam się nieporadne, w rzeczywistości potrafią być zadbanymi, oświeconymi osobami. Niewiele trzeba żeby się zmienić. Pozory mylą.


Ostatnia scena to natomiast wspomnienie miłości z lat młodzieńczych. Nie spojlerując dalej, jest ona wzruszająca, bo pokazuje, że uczucie prawdziwej miłości nie wygasa nigdy, nawet jeżeli przeciwności losu sprawiają, że z ukochaną osobą nie jest nam dane iść przez całe życie. Podsumowując: spektakl oceniam jako ucztę intelektualną. Skłania do myślenia i pozwala nieco spojrzeć w czekającą nas przyszłość.

plakat "Romantycy" Teatr Dramatyczny

KulturoNIEznawczyni






Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page