Jeśli macie duży apetyt i uwielbiacie wciągające thrillery, to zastanawiam się, dlaczego jeszcze nie sięgnęliście po książkę Freidy McFadden o prostym tytule "Pomoc domowa". A może właśnie już ją przeczytaliście i dlatego wpadliście tutaj, aby upewnić się, że wasze odczucia są słuszne? Odpowiadam: tak, to jest świetny, wciągający i bardzo dobrze napisany thriller!
Co jakiś czas przeplatam trudniejszą literaturę z właśnie takim bardziej komercyjnym tytułem. Czasem się zawodzę, a niekiedy, jak w przypadku "Pomocy domowej" mam ochotę pójść za ciosem i sięgnąć po kolejne książki danego autora. W tym przypadku, autorki. Amerykańskiej pisarce udało się dokonać czegoś, o czym marzy wielu początkujących pisarzy; napisać książkę, która nie tylko wciąga, ale którą czyta się z zapartym tchem. Nic więc dziwnego, że "Pomoc domowa" otrzymuje wiele pozytywnych recenzji, a moja do nich dołączy.
O czym jest "Pomoc domowa"?
Kilka słów dla tych, którzy jeszcze nie czytali powieści Freidy Mc Fadden. Jest to powieść o Millie, która po pewnych perypetiach życiowych decyduje się podjąć pracę w pięknym domu państwa Winchesterów. Z pozoru idealna para w murach swojego apartamentu mierzy się z wieloma problemami. Szczególnie niechętnie Millie spogląda w kierunku Niny, która jak tylko może uprzykrza jej pracę. Kobieta jednak jest zdeterminowana i zależy jej na stabilnej pracy, a przede wszystkim miejscu do życia, bowiem wraz z miejscem pracy otrzymuje ona niewielki pokoik na poddaszu, w którym może się zatrzymać. Przystojny pracodawca wpada w oko Millie, ale co będzie dalej, tego zdradzić w tej części artykułu nie mogę. A przynajmniej mi nie wypada.
Opis może wskazywać, że będziemy mieć dość sztampowy thriller, gdzie tajemnica i pewne dramaty rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami pięknego domu. Nie jest to zbyt odkrywcze i poniekąd można powiedzieć, że tak to właśnie wygląda. Siłą tej powieści jest jednak bardzo lekkie i przyjemne pióro Amerykanki. To co zaciekawia to fakt, że tajemnica ukrywa się nie tylko wewnątrz domu, ale również wewnątrz Millie, o której, od pierwszy stron, dowiadujemy się niewiele. W tej części książki pytań jest więcej niż odpowiedzi. Dobrze zbudowany nastrój i atmosfera to klucz do sukcesu w pisaniu thrillerów.
To co zachwyca to samo zbudowanie historii, przebieg akcji i kilka zwrotów w historii. Można się wciągnąć na kilka godzin i zapomnieć o otaczającym nas świecie. Opisy nie zwalniają historii, lecz dobrze ją dopełniają i pozwalają w naszej głowie zbudować opisany świat. Jest tak to wszystko opisane, że doskonale mogę narysować miejsce, w którym odbywał się ten cały dramat.
UWAGA SPOILERY
Pozachwalałam już tę powieść, więc czas trochę porozmyślać nad tym, co zostało nam przedstawione i w których momentach można poczuć, że jest nieco naiwnie, czy zbyt przewidywalnie. Od początku Freida buduje nam wizję szczęśliwego domu, w którym jednak nie wszystko jest tak, jak być powinno. Każde kolejne drobne sytuacje budują nam negatywny obraz Niny, która ma być źródłem problemów. Mimo że przez kilkadziesiąt pierwszych stron nawet autorce wierzyłam to już po kilku rozdziałach miałam pewność, że to nie Nina będzie owocem dalszych dramatów, lecz ten, który wygląda na nieskazitelnego, czyli mąż i ojciec - Andrew. Czym dłużej nie złapie się tego podejrzenia, tym lepiej dla czytelnika. Później faktycznie bardziej się czeka na to, kiedy Andrew pokaże swoje prawdziwe oblicze. Mimo wszystko świadomość, że z Andrew jest coś nie tak, nie przeszkadza w odbiorze i w dalszym pożeraniu kolejnych stron książki.
Andrew potrafi przewidzieć niemal wszystko. Jest zły do szpiku kości, dlatego tak trudno zrozumieć, że wpuszcza do swojego domu nieznaną mu kobietę, którą zatrudnia bez jego wiedzy jego żona. Luka w logice jest spora, bo dowiadujemy się na późniejszym etapie jak bystry i inteligentny jest mężczyzna w swoim okrutnym działaniu, a tu ot tak zgadza się na to, aby Millie zamieszkała z nimi i to na dodatek na najwyższym piętrze budynku, gdzie często przetrzymywał i znęcał się nad Niną. Tego zupełnie zrozumieć nie mogę. Ukrywa tajemnice tego domu przed wszystkimi, a teraz nawet nie sprawdza kim jest jego nowa pomoc domowa i jaką historię skrywa. A umówmy się, że jeżeli ma taką pozycję, kontakty i możliwości to raczej nie powinien mieć większych trudności, aby dowiedzieć się choćby tego, że Millie ma na swoim koncie morderstwo, za które siedziała w więzieniu.
Kolejna luka w logice to moment, gdy dowiadujemy się, jak wyglądał początek prześladowań Niny. Kobieta została zamknięta na strychu za to... że na jej włosach pojawiły się odrosty. Andrew uznał to za zaniedbanie jej wizerunku i postanowił ją brutalnie ukarać. Nie tylko kobieta została zamknięta na strychu, ale na dodatek mąż postawił jej warunek, że wypuści ją dopiero gdy ta wyrwie sobie bodaj 300 włosów z cebulkami. Wiemy więc, że Andrew zwraca uwagę na prezencję Niny, na to jak wygląda, w co się ubiera. Poznajemy jednak Ninę jako kobietę przy kości, która w domu robi ciągle bałagan. Je niezdrowo, celowo tyje. Jak to się stało, że kobieta mogła się tak zaniedbać i Andrew nic z tymi nie zrobił? Na dodatek zatrudnia na własną rękę Millie, która ma wykonywać jej zadania i dbać o dom, a mężczyzna nie reaguje.
Jak już jesteśmy w temacie rozwiązań naciąganych to warto wspomnieć jeszcze o finałowej akcji. Mamy nieźle przemyślany plan kobiet przeciwko brutalnemu mężczyźnie. Kiedy już wszyscy sądzą, że Nina pójdzie do więzienia zamiast Millie po tym jak ta zamordowała Andrew, okazuje się, że policjant, który prowadzi tę sprawę to... ojciec dawnej narzeczonej Andrew. Oczywiście ma świadomość, że z mężczyzny był niezły gagatek, po związku z którym jego córka nie mogła się psychicznie pozbierać. Nigdy nie poznał on szczegółów ich relacji, ale wiedział, że Andrew musiał skrzywdzić kobietę. To przeważa, że policjant zataja szczegóły zbrodni i Nina oraz Millie nie zostają oskarżone. Mocno naciągane tym bardziej, że wiemy, że Nina bez powodzenia szukała wcześniej Katherine.
To co zaskakujące, to brutalność Millie w odwecie za całe zło Andrew skierowane w kierunku obu kobiet. Ma ona żyłkę mordercy i mimo tego, że pierwsza zbrodnia była niezaplanowana, to już w tej sytuacji działa z pełną premedytacją wykorzystując pomysły mężczyzny przeciwko niemu. I tak właśnie Andrew zostaje zamknięty na strychu, a później zostaje skatowany przez... samego siebie. Wykonuje okrutne, niezwykle brutalne polecenia Millie licząc, że zostanie wypuszczony z pomieszczenia. Wyrywa sobie zęby, trzyma wielkie tomy książek na własnym kroczu. Millie jest bezwzględna, ale taki obrót sprawy nie jest na minus. To akurat ten fragment, który dodatkowo zaskakuje czytelnika i ma swoje podparcie przez wzgląd na inne wydarzenia z jej historii.
Matka Andrew to postać drugoplanowa, która pojawia się tylko na kilka chwil. Nie wiemy o niej wiemy, ale to właśnie na ostatnich stronach dowiadujemy się, że to ona jest źródłem problemów psychicznych Andrew. Cieszy mnie, że autorka postanowiła nam zdradzić właśnie ten puzzel układanki, bo zawsze interesujące jest, jak to się stało, że bohater historii stał się sadystą.
Jak widać, da się znaleźć mankamenty tej książki, ale wciąż nie zmienia to faktu, że na ponad 400 stronach otrzymujemy wartką akcję w świetnym klimacie. Solidna pozycja dla czytelników lubiących thrillery. Wiem, że nie jest to ostatnia pozycja od Freidy McFadden i wręcz nie mogę się doczekać, gdy sięgnę po kolejny tytuł autorstwa tej pisarki.
KulturoNIEznawczyni
tagi: Pomoc domowa Freida McFadden recenzja, streszczenie, rozwiązanie, kto zabił, dlaczego Millie zabiła Andrew, Nina, o co chodzi, opis, plan wydarzeń, wyjaśnienie, opinia, ocena, kultura, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, blog o literaturze, blog o książkach, recenzentka książek, recenzje książek, thriller, najlepsze thrillery 2024
Comentarios