top of page

"Za dużo wszystkiego" - TR Warszawa | Praca, praca, praca [recenzja]

Wychodzicie z pracy, ale wasze myśli wciąż w niej pozostają. Na piwo wychodzisz z kumplem z pracy, a temat mimowolnie schodzi na projekt, który został wam przydzielony przez managera. Oczywiście, Rafał się rozchorował, więc zamiast w trójkę, musicie zrobić go w parze. Pracy znowu jest za dużo, a nadgodzin w tym kwartale już nawet nie liczysz. Zrezygnowałeś z wyjazdu w góry, a pewnie i o przerwę świąteczną będzie trudno. Może jeśli nie zgłosisz się po wypłatę nadgodzin, to szef spojrzy na ciebie łaskawszym okiem, a szansa na awans wzrośnie. Choć wciąż w dziale jest też ten Maciek. Lizus. On nawet przerw na kawę nie robi i zawsze wychodzi ostatni...


"Za dużo wszystkiego" w Teatrze Rozmaitości w Warszawie to spektakl, który doskonale wyłapuje absurdalność i napięcia świata korporacyjnego, a jednocześnie zaskakuje formą i przemyślanymi konceptami scenicznymi. Od samego początku publiczność jest wciągana w grę zacierającą granice między rzeczywistością a teatralnym światem przedstawionym, co idealnie wpasowuje się w styl TR i wzbudza pewne zamieszanie. Gdzieś tam na początku pada ze sceny pytanie, czy to nie ciekawe, że wyszliśmy z pracy, aby przyjść zobaczyć, jak pracuje ktoś inny.


"Za dużo wszystkiego" TR Warszawa plakat

Spektakl zaczyna się lekkim zmieszaniem i konsternacją. Dwójka aktorów wychodzi na środek sceny i prosi o cierpliwość i poczekanie pięć minut. Powodem ma być spóźniony aktor, który został na nagraniach serialu. Niektórzy widzowie biorą to na poważnie. Nie rozumieją, że spektakl już się zaczął. Ktoś nawet wychodzi do toalety. Ludzie, proszę Was. Skupienie. Głosy w tle są wyraźnie słyszalne, ale widzowie pozostają w swoich telefonach albo wciąż zatraceni w rozmowach. Spektakl trwa. Rozmowy zza sceny prowadzą historię. Wychodzą kolejni aktorzy i znów proszą o cierpliwość. Spektakl trwa.


Początkowa część sztuki i wychodzenie kolejnych postaci na scenę przypomina bardziej sceny stand-upowe. Lekkie, zabawne monologi, a nawet wejście w dialog z kimś z publiczności. Jest smacznie i wesoło. Ale powtarzam, sztuka już się zaczęła. Na nikogo nie czekamy.


"Za dużo wszystkiego" TR Warszawa  kadr

źródło: mat. TR Warszawa, fot. Wojciech Sobolewski


Sztuka przedstawia korporacyjne patologie i wyśmiewa je w sposób zarówno zabawny, jak i bolesny, bo trafiający w sedno – kto miał do czynienia z pracą w korpo, ten bez trudu odnalazł w tej sztuce realia własnych doświadczeń. Nawet wystarczą historie znajomych albo rodziny. To taki temat, w którym trudno nie złapać, o co reżyserowi chodzi. Praca ponad wszystko, poświęcenie dla niej rodziny i życie podporządkowane zawodowym hierarchiom – to główne wątki sztuki, które są przedstawione bez upiększeń, ale w formie na tyle przystępnej, że humor i refleksja równoważą się bardzo dobrze.


Każda scena związana jest z konkretnymi sytuacjami z życia korporacyjnego, od napiętych relacji między współpracownikami, po sztywne, formalne zasady komunikacji między pracownikiem a pracodawcą. Wszystko oglądamy, patrząc na barwnie ubrane postaci, które tańczą, skaczą, ciągną za sznurki, aby utrzymać namioty znajdujące się na okrągłych podwyższeniach sceny.


"Praca nabiera większej wartości, kiedy poświęca się dla niej rodzinę."

"Za dużo wszystkiego" TR Warszawa

źródło: mat. TR Warszawa, fot. Wojciech Sobolewski


Ktoś powie, że to dziwna sztuka. Ktoś inny, że może nie wszystko zrozumiał. Ale tak już chyba jest w Teatrze Rozmaitości. Z mojej perspektywy sztuka, jak na to miejsce, jest bardzo klarowna. Jeśli chcecie się dłużej zastanawiać nad sensem dialogów, scen i ruchów bohaterów to idźcie na "Kalifornię/ Grace Slick". W przypadku "Za dużo wszystkiego" miałam poczucie wyważenia, a sztuka w swojej artystyczności mnie nie przytłoczyła. Powiem więcej, nawet mi się to wszystko podobało.


Aktorstwo stoi tu na wysokim poziomie, z wybijającymi się rolami Rafała Maćkowiaka i Dobromira Dymeckiego. Na Maćkowiaka zwróciłam uwagę dzięki produkcji "Herkules", gdzie wcielał się w tytułową postać. W tym spektaklu był zupełnie inny niż w serialu, co bardzo mi się podobało. Stworzył tutaj barwną postać, która bawi, ciekawi i zastanawia. Z kolei Dymecki doskonale partnerował w scenach przepełnionych humorem, ale i wyczuwalną goryczą. Jego obecność na scenie dodawała jakości i elementów komediowych.


"Za dużo wszystkiego" TR Warszawa kadr

źródło: mat. TR Warszawa, fot. Wojciech Sobolewski


Dla tych, którzy szczególnie dobrze bawili się podczas pierwszej części spektaklu, za rogiem zapewne czeka gorycz codzienności. Wychodzimy z teatru, wracamy do swoich domów, a kolejnego dnia, od rana, ponownie ruszamy do pracy. Ilu widzów odnalazło siebie w bohaterach "Za dużo wszystkiego"? Tego nie wiem. Obserwując jednak reakcje warszawskiej publiczności, mogę stwierdzić bez wątpliwości, zdecydowana większość doskonale wie, o czym opowiada ta sztuka.


Tematyka jest trudna, przedstawiona w dość lekki sposób, ale nie można zapomnieć o jej wydźwięku i przesłaniu. Warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić, dlaczego na pytanie, kim jesteś, odpowiadasz, że kierownikiem sprzedaży, a nie fanem futbolu, miłośnikiem tajskiej kuchni, ojcem.


KulturoNIEznawczyni



tagi: Za dużo wszystkiego TR Warszawa recenzja, TR Warszawa, Teatr Rozmaitości, teatr Warszawa, teatr centrum, dramat, recenzja, kultura, sztuka, spektakl, teatry w Warszawie, recenzja, opis, ocena, opinia, streszczenie, o czym jest, czy warto obejrzeć, kulturonieznawczyni, kulturoznawczyni, recenzje spektakli, recenzje teatralne, strona o teatrze, teatr w Polsce, teatr w Warszawie


0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page