Mocium panie, a kto to za Fredrę się bierze i zamiast zachęcać młodzież to zniechęca dorosłych? Dziwna to była sztuka w Och Teatrze, bo mimo że przyciąga obsadą to nie zatrzymuje tym, co widzimy na scenie. Dawno nie miałam poczucia w teatrze, że nieco się... nudzę. A przecież oryginał lubię, więc co poszło nie tak?
O "Zemście" Aleksandra Fredry napisano już chyba wszystko. Nie będę zagłębiać się więc w treść, czy plan wydarzeń. Nie mam też większych zastrzeżeń do wyboru scen, które zaprezentowano na scenie na warszawskiej Ochocie. Oczywistym było, że przez 110 minut (z 1 przerwą) nie da się przedstawić całości utworu, dlatego z pewnych scen trzeb zrezygnować. Po lewej stronie działo się znacznie więcej, dlatego warto wziąć to pod uwagę choćby w momencie zakupu biletów. Biała część sceny to miejsce Cześnika, po prawej - czerwonej, pojawia się Rejent. "Pojawia się" to dobre określenie, bowiem, jeśli idziecie z myślą, że będziecie podziwiać Wiktora Zborowskiego w roli Milczka, to możecie przeżyć pierwsze rozczarowanie. Rejenta w tej sztuce jest po prostu bardzo mało. Bardziej jako widownia czujemy się częścią zespołu Cześnika (w tej roli Cezary Żak).
Podziwiam ogromnie pamięć aktorów, którzy wiernie recytują swoje role. Najwięcej oczywiście usłyszmy wspomnianego Cześnika, jak i Papkina (Arur Barciś). Obaj panowie mają umiejętności, aby zachwycać, ale finalnie tego nie czynią. To oczywiste, że głównie ich nazwiska są wabikiem, aby na "Zemstę" się wybrać. Niestety tu kolejne rozczarowanie. O ile Papkin Barcisia jest jeszcze charyzmatyczny, tak Cześnik Żaka już nie porywa. Cezarego Żaka widziałam w kilku innych rolach, w których kunszt aktorski wręcz się z niego wylewał. Tu było ot tak, bardzo poprawnie. A "poprawnie" ani nie przyciąga, ani nie zbiera owacji na stojąco.
źródło: mat. prasowe Och Teatru, fot. Robert Jaworski
Już wiemy, że Żak zagrał bez polotu, Zborowskiego prawie nie było, a jak był, to ledwo słyszalny. Niestety scena Och Teatru nie wybacza. Albo trzeba mówić bardzo głośno, albo mieć pomoc w postaci mikrofonu. Jeszcze w momencie, gdy w tle słyszymy włączone odgłosy zwierząt albo dźwięki walca, staje się to jeszcze trudniejsze. Próba wsłuchiwania się, co aktor mówi, pozbawia wszelkiej radości z odbioru tekstu, gdy zamiast relaksować się w fotelu staramy się wyłapywać poszczególne słowa. Odgłosy zwierząt i muzyka wcale potrzebne nie były, a jeśli już reżyser upiera się na nie, to powinny być lekkim tłem.
To, co mnie najbardziej zawiodło to podejście do "Zemsty" w sposób bardzo szkolny. Doceniam wierne podążanie za tekstem, ale nie chciałam iść na spektakl dla gimnazjalistów tylko sztukę dla dojrzałych pasjonatów teatru, którzy potrafią z Fredry wydobyć to co najlepsze, największe, najgłębsze i pokazać to w jakościowej odsłonie. Jakości nie czułam patrząc na scenografię. Było prosto i ubogo. Zamiast muru mamy mamy, lichy płotek, przez który przeskoczyć może nawet niewysportowany jamnik. Na krańcach sceny rzucone z nieładem płótna. Jedno w kolorze białym, drugi w czerwonym.
źródło: mat. prasowe Och Teatru, fot. Robert Jaworski
Nie rozumiem zamysłu scenografa Macieja Preyera, który zdecydował o tym, że panowie grają w strojach z epoki, a przynajmniej nawiązujących do klimatu, natomiast Podstolina i Klara prezentują się we współczesnych kostiumach. O ile jeszcze strój Podstoliny (Viola Arlak) tak nie razi, bowiem kobieta ubrana jest w różową sukienkę, tak strój Klary już krzyczy. Raptusiewiczówka na scenę wychodzi ubrana w eleganckie czarne spodnie i białą bluzkę. Czy dopiero wróciła z matury, a może dopiero się na nią wybiera? Można tu kombinować o tym, że Polska u Fredry to Polska zarówno ta kilkaset lat temu, jak i ta współczesna, ale naprawdę można naprowadzić widza do takich wniosków w inny sposób.
źródło: mat. prasowe Och Teatru, fot. Robert Jaworski
Aby znaleźć coś dobrego, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to będzie to gra aktorska Podstoliny. Viola Arlak najmocniej wchodzi w swoją rolę i czuć, że sprawia jej to przyjemność. Wychodzi poza ramy zwykłego recytowania fragmentów tekstu Fredry, lecz dodaje od siebie energię i ruch. Nie mam zastrzeżeń do grającego Wacława Pawła Kruczy, który do tej roli pasuje mi idealnie. W pierwszej obsadzie występuje Michał Piela, który aktorem jest na pewno świetnym, ale nie jest to pierwszy aktor, który przychodzi na myśl do odegrania tej roli.
Finalnie wyszło szkolnie, marnie, bez polotu i finezji. Odegrane i do domu. Zapłacić i zapomnieć. Szkoda, bo nie na to liczyłam idąc do teatru, który bardzo lubię i nie na taką obsadę, która powinna zwalić z nóg.
KulturoNIEznawczyni
tagi: Zemsta Och Teatr recenzja, Zemsta Fredro, inscenizacja, spektakl, teatr warszawa, repertuar, na co do teatru, czy warto pójść na Zemstę, Och Teatr repertuar, blog o teatrze, strona o teatrze, strona teatralna, teatry Warszawa
Pojechałam dziś do Warszawy specjalnie na "Zemstę" w Och Teatrze. Pojechałam nie dla Fredry, bo w Łodzi też grają ale dla Żaka i Barcisia. Zbieram sztuki z ich obsadą jak trofea :-). Natomiast będzie to raczej mój ostatni Fredro.